środa, 13 lipca 2016

Rozdział 11

- Od kogo dostałeś zlecenie?! - powtórzył Ashton.
- Od Tiffany... - nie wierzyłam własnym uszom. Osoba, która uważała się za moją przyjaciółkę chciała doprowadzić do mojego upadku. Tylko dlaczego?
Oboje z Irwinem spojrzeliśmy na siebie, nie dowierzając w to wszystko.
- Byliśmy kiedyś razem... Zapłaciła mi za zlecenie - wymamrotał Marcus prawie niesłyszalnie.
Oznajmiłam, że muszę szybko zobaczyć się z Tiffany, by otrzymać wyjaśnienia.
Wiedziałam, że Ashton najlepiej będzie wiedział, co zrobić z napastnikiem, więc zostawiłam dalszy los Marcusa w jego rękach. Tymczasem pobiegłam do domu Tiff znajdującego się w pobliżu. Gdy tylko blondynka otworzyła mi drzwi ogarnęła mnie nienawiść i wstręt do niej. Miałam nadzieję, że to pomyłka, że Tiffany okaże skruchę, lecz gdy ta otworzyła drzwi i usłyszała moje zarzuty, tylko śmiała się pod nosem. Powiedziała, że żałuje, lecz nie swoich czynów, tylko tego, że nie skończyłam gorzej. Ponoć zrobiła to z chorej zazdrości o mnie. O to, że zawsze była na drugim planie. Co dobiło mnie jeszcze bardziej, miała w tym udział również Tess. Obie chciały się mnie pozbyć. Nie mogę w to wszystko uwierzyć. Miałam już odejść, kiedy Tiffany dodała:
- Wiem o tobie i Michaelu. Już nie musicie się ukrywać. Ale dobrze wiesz, że cię znienawidzi. Życzę ci tego.
Wybiegłam oburzona i czym prędzej zadzwoniłam do Nicole, która okazała się moją jedyną prawdziwą przyjaciółką. Dziewczyna tak samo jak ja nie dowierzała, że można być tak bezdusznym i perfidnym.
Poprosiłam ją, by przyjechała w miejsce, w którym aktualnie przebywałam, a mianowicie kawiarnia Starbucks kilka przecznic od domu Tiffany. Ta jak najszybciej dotarła w umówione miejsce. Wszystko dokładnie jej wyjaśniłam, po czym wręcz rzuciłam się w jej objęcia.
- Britt, teraz musisz powiedzieć Michaelowi - odparła Nicole.
- Pokłóciliśmy się. To wszystko i tak nie ma sensu...
- Założę się, że wystarczy jedno twoje słowo i Michael do ciebie przyfrunie - zaśmiała się przyjaciółka i dodała - powiedz mu o wszystkim.
- Nie mogę. Muszę to zakończyć. On mi nie wybaczy...
- Zrobisz jak zechcesz, ale pamiętaj o tym, co ci mówiłam - uśmiechnęłam się nieznacznie do przyjaciółki. Wiedziałam, że ma rację, ale miałam również świadomość tego, że kilka godzin temu zerwałam wszelkie kontakty z Michaelem. Już sama nie wiem, co robię. Gubię się w tym wszystkim.
Po chwili rozmowy z Nicole, zadzwonił do niej Calum wzdychając jak bardzo się stęsknił. Wybuchnęłam śmiechem, by chłopak miał świadomość tego, że wszystko słyszę. Oznajmiłam zakochańcom, że nie będzie mi przeszkadzać to, że mnie zostawiają, lecz uprzednio poprosiłam bruneta o darmową podwózkę do domu.
Po drodze oczywiście Nicole wygadała chłopakowi wszystko, z dokładnymi szczegółami i słowami, których w dzieciństwie mama zabraniała mi używać.
Podziękowałam za podrzucenie do domu i przytuliłam każdego z osobna, po czym pomachałam tej dwójce na pożegnanie.
Postanowiłam zadzwonić do starszej kuzynki mieszkającej w Perth, z którą spędziłam całe dzieciństwo. Miałam nadzieję, że mogłaby przyjąć mnie na jakiś czas do siebie. Pewnie niektórzy nazwaliby to ucieczką, lecz według mnie to chwilowa przerwa na pozbieranie myśli.
Miałam ochotę po prostu zniknąć, nie informując o tym nikogo. Konwersację przerwał mi dzwonek do drzwi. Stanęłam w progu jak wryta, a słysząc nawoływanie w słuchawce oznajmiłam, że zadzwonię później.
Coś czuję, że plotka o Tiffany szybko się rozeszła, a przynajmniej Ashton już zdążył poinformować Michaela, który właśnie w tej chwili postanowił mnie odwiedzić.
- Co ty tu robisz? Mówiłam ci przecież...
- Nie obchodzi mnie, co mówiłaś - przerwał mi Clifford, który mocno mnie przytulił.
Zaprosiłam Michaela do środka i postanowiłam wytłumaczyć mu, że nie powinniśmy, jednak on miał inne plany. Złączył nasze usta w pocałunku i przerywając na chwilę dodał:
- Nigdy więcej tak nie mów.
Nie sądziłam, że tak właśnie to wszystko się potoczy. Nie tak dawno temu byłam wrogiem numer jeden Michaela Clifforda, a teraz stoję w jego objęciach i czuję, że jest on ważną częścią mojego życia. Jednak muszę w końcu zdobyć się na odwagę i szczerze z nim porozmawiać. To jest ten moment...
- Michael, muszę ci coś powiedzieć - zaczęłam niepewnie, siadając na kanapie i przy tym ciągnąc go za sobą.
- Ja też. Pozwolisz, że zacznę - no cóż, czyli moja wiadomość musi poczekać. Swoją drogą jestem ciekawa, co Clifford ma mi do powiedzenia - Jak już pewnie zauważyłaś, nie wspominam nigdy o swoim ojcu i tu przepraszam cię za to, jak reagowałem na samą myśl o nim - przytaknęłam. Michael wstał z miejsca.
- Gdzie idziesz? - zapytałam zaniepokojona, lecz już po chwili widziałam jak Clifford chodzi zdenerwowany w tę i we w tę .
- Mój ojciec od dwóch lat siedzi w więzieniu... - westchnął i zanim zaczął kontynuować mocno zacisnął pięści - Ale może zacznę od początku. Miałem 8 lat. Mój ojciec nas zostawił. Po prostu uciekł. Napisał list pożegnalny, w którym mówił, że nie mamy go szukać, że ma kogoś i że nas nie kocha - do oczu Clifforda napłynęły łzy. Wstałam z miejsca i chwyciłam go za rękę na znak, że jetem przy nim - Dwa lata temu mama przypadkiem dowiedziała się, że trafił on do więzienia za spowodowanie śmiertelnego wypadku pod wpływem alkoholu i ucieczki z miejsca zdarzenia. Rok temu próbował się ze mną skontaktować i mimo, że minęło 10 lat, nie jestem w stanie mu tego wybaczyć do końca swojego życia - skończył. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam w szoku i jedyne, czego byłam pewna, to nie powinnam w tym momencie mówić Michaelowi o projekcie.
- Ja... Nie wiem, co powiedzieć. Przykro mi...
- Uznałem, że mogę ci zaufać i powinnaś wiedzieć. Teraz twoja kolej. Co chciałaś mi powiedzieć? - spytał patrząc wyczekująco w moją stronę.
- Um... Nic takiego.Właściwie, to już nieważne - odpowiedziałam wysilając się na uśmiech, by Clifford mi uwierzył. Na szczęście nie chciał naciskać i przytulił mnie tak, że utonęłam w jego objęciach.

wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 10

Rzuciłam się w ucieczkę, choć tak na prawdę nie mam pojęcia przed czym się tak broniłam. Przed Michaelem? Czy może przed samą sobą? Biegłam przez pobliski park zalewając się łzami i co chwilę pociągając nosem. Przystanęłam na moment, oparłam się o drzewo i zakryłam twarz dłońmi, chcąc trochę ochłonąć. W co ty się wpakowałaś, Prescott?
Kiedy choć trochę się uspokoiłam, ruszyłam dalej przed siebie. Jednak nie patrzałam na drogę. Nie interesowało mnie to, co jest przede mną... To, czy wpadnę na drzewo, na przypadkową osobę, czy na samochód nie stanowiło dla mnie różnicy. Postanowiłam po prostu uciec od uczuć jakimi darzyłam Michaela. Po drodze niefortunnie wpadłam na jakiegoś przechodnia. Okazał się nim jednak Ashton, który akurat zmierzał w kierunku domu Clifforda. Zachwiałam się próbując złapać równowagę, po czym rzuciłam "przepraszam" i starałam się podążać dalej. Niestety, chłopak widząc mój stan, nie dał mi nigdzie odejść. Złapał mnie za ramiona i od razu zaczął wypytywać, co się stało. Chłopak widząc, że zbiera mi się na płacz, mocno mnie do siebie przytulił. Później był tak upierdliwy, że chcąc, nie chcąc wygadałam się. To znaczy, tak nie do końca... Powiedziałam, że nie mogę być z Michaelem, bo koleżanki nie mają prawa się o tym dowiedzieć. Nie podałam jednak dokładnego powodu. Naściemniałam coś, że chcą mi dogryźć i szukają sensacji, poza tym zniszczą go. Nie mogę uwierzyć w to, jak daleko zaszło moje kłamstwo.
Ashton obiecał nic nikomu nie mówić. Byłam mu wdzięczna, że w tym całym zamieszaniu starał mi się pomagać. Kiedy Nicole była zajęta, to właśnie on odgrywał rolę przyjaciela.
Siedząc na jednej z ławek w parku, zauważyłam, że w pobliżu kręci się napastnik, który nie tak dawno temu mnie zaatakował. Spoglądałam kątem oka na bruneta i starałam się schować twarz za tułowiem Ashtona. Ten spoglądał na mnie rozbawiony.
- Chowasz się przed kimś? - rzucił śmiejąc się z moich poczynań.
- Można tak powiedzieć.
- Niech zgadnę, to pewnie twój były. Albo twoje przyjaciółki - powiedział coraz bardziej rozbawiony blondyn. Spoglądał cały czas w moją stronę, by nie dojrzeć osoby, przed którą się chowałam, przez co jego zgadywanki były dla niego większą zabawą. On w przeciwieństwie do mnie nie traktował tego poważnie. Po chwili napastnik mnie zauważył i zaczął kierować się w naszą stronę. Poprosiłam więc Irwina, by w trybie natychmiastowym odprowadził mnie do domu. Ten spojrzał w stronę ciemnowłosego chłopaka i rzucił mi pytający wzrok.
- Chodzi ci o Marcusa? Nie lubisz go?
- Chwila... Ty go znasz? - spytałam z niedowierzaniem.
- Tak, mieszka w mojej okolicy. Kiedyś grałem z nim w koszykówkę.
- To twój kolega? Ty go na mnie nasłałeś?! - wykrzyczałam tak głośno, że napastnik zaśmiał się pod nosem.
- Oj kochaniutka, nikt mnie na ciebie nie nasyłał - wtrącił brunet, robiąc przy tym ironiczny uśmiech.
- To czego ty ode mnie chcesz?! Jeżeli nadal będziesz mnie prześladował, to pójdę z tym na policję - rzuciłam groźbę napastnikowi. Ashton stanął za mną patrząc na to wszystko z niedowierzaniem.
- Słucham? Kochaniutka, chyba sobie coś uroiłaś. Nigdy nic ci nie zrobiłem. Co najwyżej z tobą flirtowałem, to wszystko - zaśmiał się brunet.
- Nie kłam! Zaatakowałeś mnie!
- Polecam udać się do psychologa, bo ja niestety ci nie pomogę - rzucił napastnik.
- Masz mnie za idiotkę? - miałam już ochotę przywalić temu zarozumiałemu frajerowi, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.
- Chwila... O co tutaj chodzi? - wtrącił niczego nieświadomy Ashton.
- O nic, twoja dziewczyna ma najwyraźniej ze sobą jakieś problemy.
- Po pierwsze, to nie jest moja dziewczyna. Po drugie, uważaj na to, co mówisz - rzucił Ashton, którego ton automatycznie zmienił się na mniej przyjemny.
- Przestań kłamać! Dobrze wiesz, że było dokładnie tak, jak mówię - wykrzyczałam pewnemu siebie brunetowi, lecz po krótkim zastanowieniu dodałam - Zaraz, zaraz... Przecież Michael tam był. Mam świadka - na moje słowa napastnik nerwowo przełknął ślinę.
- Gdzie był Michael? Czemu ja o niczym nie wiem? - spytał zagubiony całą sytuacją Ashton.
- Jakiś czas temu, gdy wracałam do domu, napotkałam tego twojego kolegę. Był prawdopodobnie pod wpływem i zaatakował mnie. W ostatniej chwili zdążyłam uciec. Sytuacja się powtórzyła i gdyby nie Michael, to nie wiem, co by się ze mną stało...
- Niczego mi nie udowodnicie! - napastnik rzucił się w ucieczkę, lecz Ashton szybko zareagował i zdążył go złapać.
- Dzwonię na policję! - rzucił blondyn, szukając w kieszeni komórki i jednocześnie trzymając bruneta za rękę zgiętą na jego plecach tak, żeby nie mógł się ruszyć.
- Okej okej... Powiem ci, co chcesz. Tylko nie mieszaj w to policji, błagam. Mam jeszcze pół roku w zawieszeniu - słyszałam niemal błagalny głos napastnika.
- Powiesz wszystko, czyli co? - spytał blondyn, coraz mocniej zginając rękę Marcusa.
- Dostałem zlecenie, żeby cię trochę nastraszyć i śledzić - chłopak zwrócił się w moim kierunku - Nie chciałem zrobić ci krzywdy, po prostu trochę wypiłem i sami wiecie jak działa alkohol... Miałem po prostu... zniszczyć cię psychicznie - dodał chłopak, któremu najwyraźniej zrobiło się głupio.
- Od kogo dostałeś to zlecenie?! - wykrzyczał Ashton puszczając bruneta i jednocześnie zaciskając pięści, będąc w każdej chwili gotowym na bójkę.
Stałam jak wryta czekając na odpowiedź ze strony napastnika. Spodziewałam się każdej odpowiedzi. Każdej oprócz tej, którą uzyskałam...

niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział 9

Będąc w drodze do czerwonowłosego zastanawiałam się czy Michael pamięta cokolwiek z wczorajszego dnia. Ciągle też dręczyło mnie sumienie, które na każdym kroku przypominało mi o tym jak bardzo źle postępuję. Jednak mimo udręk, nie znalazłam odpowiedzi na pytanie, co powinnam zrobić. Kontynuując to zranię go, gdy tylko prawda wyjdzie na jaw. Przerywając to zranię i jego, i siebie...
Powróciłam na ziemię, gdy zapukałam do drzwi niewielkiego domku jednorodzinnego. Odgarnęłam włosy i wysiliłam się na uśmiech, którym obdarzyłam kobietę otwierającą wrota.
- Dzień dobry, pani jest pewnie mamą Michaela. Mam na imię Brittany, miło mi.
- Och, Brittany! Wreszcie mogę cię poznać. Wejdź proszę - lekko zdezorientowana przekroczyłam próg domu. "Wreszcie mogę cię poznać"? Czy to znaczy, że Michael mówił o mnie?
- Wiele o tobie słyszałam... Przyjaciele Michaela opowiadali mi o nowej dziewczynie mojego syna. Chciałabym, żeby sam mi o tym powiedział, ale rozumiem, że jest trochę zamknięty w sobie.
- Ale ja nie... - chciałam zaprzeczyć nieprawdziwej informacji o naszym związku, lecz kobieta wtrąciła, że spieszy się do pracy. Przytaknęłam i pożegnałam się z mamą Michaela, po czym po cichu weszłam po schodach do pokoju czerwonowłosego. Ujrzałam wtulonego w poduszkę nastolatka, który wyglądał tak niewinnie podczas snu. Już chciałam dać mu pospać, lecz to nie byłabym prawdziwa ja. Odsłoniłam firany wpuszczając do pokoju promienie słoneczne, po czym zabrałam Cliffordowi kołdrę. Oburzony chłopak przymrużył oczy, klnąc coś pod nosem i mamrocząc, że pęka mu łeb.
- Zlituj się kobieto... - mamrotał Clifford.
- Nie ma litości! Zachciało ci się chlać to teraz cierp - odpowiedziałam bardzo poważnym tonem, po czym spojrzałam na czerwonowłosego i automatycznie wybuchnęłam śmiechem i dodałam - widzisz Clifford, tym razem to ja śmieję się z ciebie. Jak się z tym czujesz?
- Tak jak ty podczas okresu - wyszczerzył się skacowany chłopak, na co ja rzuciłam mu w twarz poduszką.
- Um...Michael, pamiętasz może coś z wczorajszego dnia? - spytałam lekko zakłopotana.
- Szczerze mówiąc to pamiętam, że rozwaliłem Calumowi lampę, bo znalazłem u niego w pokoju miecz świetlny i... tak jakoś wyszło.
- A tak poza tym to nic? - spytałam lekko zakłopotana, mając nadzieję, że jednak Michael przypomni sobie o naszym pocałunku.
- Hmm... Pamiętam, że Luke założył się ze mną o stówę... A co najważniejsze, wygrałem ten zakład. Później Steve zarzygał pół łazienki... - spoglądałam na skupionego Michaela z coraz mniejszą nutką nadziei - Och, jeszcze pamiętam, że jakaś zdesperowana laska rzuciła się na mnie w moim własnym pokoju, bo bardzo chciała, żebym ją pocałował - czerwonowłosy spojrzał na mnie, śmiejąc się pod nosem. Czułam motyle w brzuchu i lekkie zakłopotanie. Jednak nie mogłam tego po sobie poznać.
- Pff... Ja byłam zdesperowana? Chyba musimy sobie coś wyjaśnić. Pocałowałam cię tylko dlatego, że wiedziałam jak bardzo o tym marzysz.
- Uważam jednak, że to było twoje marzenie. W końcu ty się na mnie rzuciłaś - odpyskował chłopak.
- Może było mi ciebie żal, że nigdy takiego czegoś nie doświadczyłeś i już nie doświadczysz - Clifford wybuchnął śmiechem i zbliżył się do mnie tak, że dzieliły nas zaledwie milimetry.
- Nadal uważasz, że to nie jest twoje marzenie? Zarumieniłaś się, skarbie - odparł pewny siebie Michael. Rozgryzł mnie. Miałam ochotę powrócić do tamtej chwili i czułam coś, czego nie doświadczyłam nigdy wcześniej. Jednak nie lubię, gdy ktoś ma nade mną przewagę. Odwróciłam głowę i oznajmiłam, że zrobię mu śniadanie. Chwilę zastanawiałam się, co mam dalej robić z tą sytuacją. Zawiesiłam wzrok i rozmyślałam nad wszystkimi plusami i minusami naszej relacji. Przerwał mi to jednak czerwonowłosy, który objął mnie od tyłu w pasie i położył głowę na moim ramieniu. Próbowałam ruszyć się z miejsca, by sięgnąć do szafki po kubek, lecz chłopak uniemożliwił mi to swoim stanowczo zbyt mocnym uściskiem. Starałam wyrwać się z jego objęć, lecz ten tylko zaśmiał się pod nosem i obrócił mną tak, że automatycznie stanęłam na przeciwko niego. Spojrzałam w jego zielone tęczówki i objęłam go na wysokości szyi. Chłopak natomiast cały czas trzymał swoje ręce na mojej talii.
- Przyznaj w końcu, że tego chcesz - powiedział Michael z tym swoim wrednym uśmieszkiem. Nic nie odpowiedziałam. Spoglądałam tylko na usta Clifforda, które z każdą sekundą przybliżały się coraz bardziej. Zamknęłam oczy, czując jak Michael składa mi pocałunki, które po chwili zaczęłam oddawać. W końcu przeszliśmy do dalszego etapu, gdzie nasze języki zaciekle toczyły ze sobą bitwę. Clifford chwycił mnie pod udami i podsadził tak, że oplotłam swoje nogi wokół niego. Chłopak kierował się do swojego pokoju, ani na chwilę nie przerywając namiętnego pocałunku. W końcu weszliśmy na górę, a właściwie zrobił to Clifford, cały czas trzymając mnie na rękach. Położył mnie na swoim łóżku, po czym klęknął nade mną okrakiem. Zaczął całować mnie po szyi, robiąc przy tym gdzie nie gdzie malinki.
- Michael... - jęknęłam, a gdy tylko chłopak zaprzestał swoich czynów, przekręciłam się tak, że tym razem to ja byłam na górze. Usiadłam okrakiem na Cliffordzie, po woli wsuwając mu ręce w spodnie.
- Prescott... - westchnął wyraźnie zadowolony Michael, lecz oburzył się, gdy tylko wyciągnęłam dłonie. Złość mu jednak szybko przeszła, gdyż już po chwili znów złączył nasze usta i całował mnie z ogromną zachłannością. Michael wstał zdejmując swoją koszulkę i rzucając ją gdzieś w kąt, po czym wrócił na miejsce i wsunął swoje dłonie pod moją bluzkę. Błądził po moim ciele, aż w końcu zdecydował się, by po woli zdjąć ze mnie górną część ubrania.
- Michael przestań, to nie ma sensu... - wyrwałam się z objęć chłopaka i spuściłam wzrok.
- O czym ty mówisz?
- To wszystko nie powinno mieć miejsca... Nie powinniśmy. Wybacz - zerwałam się do wyjścia, bo czułam jak do moich oczu napływają łzy.
- Zaczekaj! - krzyknął zdezorientowany licealista, chwytając mnie za nadgarstek.
Michael przez chwilę spoglądał na mnie, lecz ja cały czas miałam wzrok zawieszony gdzieś ku dole. Chłopak jednak delikatnie uniósł mój podbródek, by nasze oczy się spotkały.
- Przepraszam... - wyszeptałam.
- Nie przepraszaj. Powiedz mi tylko, że to wszystko faktycznie nie miało sensu i nic nie znaczyło - tkwiłam chwilę w ciszy, próbując wymyślić coś, dzięki czemu zakończę to bezboleśnie, jednak takiego rozwiązania nie było.
- To nie miało sensu... - chłopak posmutniał, lecz nadal czekał na dalszą odpowiedź z nadzieją, że powiem, że miało to dla mnie znaczenie. Wtedy jednak nie dałby mi spokoju... Dokończyłam więc - I dla mnie to nie miało żadnego znaczenia... - rzucając te bolesne dla nas obojga słowa wybiegłam z domu zalewając się łzami.


poniedziałek, 27 czerwca 2016

Rozdział 8

Przez dłuższy czas razem z Ashtonem słuchaliśmy monologu Hemmingsa, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Nie mam pojęcia, czy był to skutek alkoholu, czy faktycznie Luke był tak niesamowicie zabawny. Jednak myślę że i jedno, i drugie.
- I jak wam idzie? - wtrącił nagle Irwin.
- Co? - spytałam wyraźnie zaskoczona pytaniem i przerażona powracającą myślą o projekcie.
- No, tobie i Michaelowi. Jesteście przyjaciółmi, tak?
- Tak, chyba tak - odpowiedziałam niepewnie, bo szczerze to nie miałam zielonego pojęcia w jakiej znajdujemy się relacji. Jednakże ulżyło mi, że tylko o to chciał zapytać przyjaciel Clifforda.
- Swoją drogą, gdzie on jest? - spytał Ash rozglądając się wokół siebie,
- I gdzie jest Calum? Powierzyłam mu opiekę nad Nicole.
- Ach, właśnie. Miałem ci przekazać, że Nicole ma się dobrze - chłopak zaśmiał się pod nosem.
- Co masz na myśli?
- Poszli się całować do sypialni. To ostatnie, co widziałem i uwierz mi, nie chciałabyś być na miejscu moich oczu.
- Słucham? Idę po Nicole! - wykrzyczałam zaniepokojona. W końcu nie znałam Caluma na tyle dobrze. Nie chciałam, żeby jakiś napaleniec pochłonął ją żywcem.
- Hej, spokojnie! - zaśmiał się Ash - nic jej nie będzie. Calum nie posuwa się tak daleko, jak uważasz.
Jednak nie miałam pewności, co do zapewnień Irwina. Postanowiłam sama to sprawdzić. Pognałam w tłum tańczących, a wręcz przepychających się ludzi. Mówienie "przepraszam" nie docierało do nikogo. Ludzie byli zbyt pijani lub zbyt zajęci sobą, by dostrzec chcącą przejść przez tłum dziewczynę. Nie pozostało mi nic innego jak przedrzeć się siłą. Kilka osób przeklinało pod nosem, jak to właśnie psuję im zabawę, inni w ogóle nie zwracali na to uwagi. Ale znaleźli się i tacy, którym się to spodobało. Jeden z nastolatków objął mnie w pasie i zaczął tańczyć w rytm muzyki. Czułam wstręt i obrzydzenie do osoby, która bezczelnie próbowała mnie poderwać.
- Bolało jak spadłaś z nieba? - spytał ledwo trzymający się na nogach blondyn. Takiego tekstu na podryw nie słyszałam od czasu mojej pierwszej imprezy.
- Nie, nie bolało, ale jak mnie nie puścisz, to zaraz zaboli ciebie.
- Niegrzeczna, lubię takie.
Korzystając z tego, że chłopak był nieźle wstawiony, wbiłam moją piętę w jego stopę i wyrwałam się z uścisku. Wyleciałam z tłumu jak poparzona, tym samym wpadając na kogoś stojącego na uboczu.
- Spokojnie, bo następnym razem cię nie złapię - zaśmiał się Michael. Na jego widok odetchnęłam z ulgą. Złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę najbliższego pokoju, jeszcze nieopanowanego przez tłum nietrzeźwych nastolatków.
- Michael, gdzie ty byłeś?
- A co, stęskniłaś się za mną? - spytał czerwonowłosy, powoli się do mnie zbliżając.
- Nie mam ochoty na żarty... Ashton cię szukał, Luke się upił i siedzi obrażony, Calum zniknął gdzieś z Nicole, a w dodatku jakiemuś oblechowi zachciało się ze mną tańczyć - mówiłam szybko i bez wytchnienia.
Michael w ogóle nie zwracał uwagi na to, co mówię. Co chwilę tylko się uśmiechał i przytakiwał przysuwając się do mnie. No tak, gdzie mógł być Michael na imprezie... Chłopak zdążył się porządnie upić. Pięknie! Teraz mogę liczyć tylko na Ashtona, który w tym momencie był najmniej pijany.
Chwyciłam czerwonowłosego ponownie za nadgarstek, lecz ten oburzony nie dał się nigdzie wyprowadzić. Głośno westchnęłam i czekałam na odpowiedź ze strony Clifforda. Ten chwycił mnie za dłoń i splótł nasze ręce.
- No, teraz możemy iść - powiedział uśmiechnięty i dumny z siebie Michael. Ponownie westchnęłam, ale nie protestowałam. Przeciskaliśmy się przez tłum tańczących nastolatków. Oczywiście nie obyłoby się bez Clifforda proszącego mnie do tańca. Po mojej odmowie, jego mina posmutniała. Nie miałam ochoty oglądać kocich ruchów pijanego czerwonowłosego w momencie, gdy miałam znaleźć Ashtona - moją jedyną deskę ratunku. Chwilę później byliśmy na ogrodzie, gdzie Irwin nadal miał ubaw z pijanego Hemmingsa. Zobaczywszy nas razem trzymających się za ręce na chwilę spoważniał, lecz Michael musiał palnąć coś bardzo głupiego, bo już po chwili Ash zwijał się ze śmiechu. Obrażony Clifford postanowił zobaczyć, co u swojego siedzącego na trawie przyjaciela. Chcąc się pochylić, ale nie utrzymał równowagi i wylądował na blondynie. Oboje leżeli na trawniku jak foki, nawet nie myśląc o tym, żeby wstać. Próbowałam zachować powagę, lecz niedługo potem leżałam już ze śmiechu. Irwin robił zdjęcia i kręcił filmiki na snapchata, by zostawić pamiątkę przyjaciołom.
Po chwili obok mnie pojawił się Calum z Nicole. Wow, długo kazali na siebie czekać. Para była nieco zdezorientowana widokiem leżących na sobie przyjaciół i naszej dwójki śmiejącej się tak głośno, że prawdopodobnie przegłuszaliśmy muzykę.
Niestety nasz humor popsuł dźwięk syren policyjnych. Spojrzałam na zegarek - grubo po północy. No tak, cisza nocna, a nas słychać na całym osiedlu.
Calum pobiegł "wygonić" ze swojego mieszkania przybyłych gości, a Nicole zabrała się za ściszenie muzyki. Zaś ja z Ashtonem postanowiliśmy ukryć gdzieś te dwie pijane foki. Po chwili policja zapukała do drzwi.
- Dzień dobry, dostaliśmy zgłoszenie o zakłócaniu spokoju mieszkańców - poinformował jeden z policjantów.
- Oczywiście, przepraszam. Urządziliśmy małą domówkę z przyjaciółmi i nie zauważyliśmy, że już tak późno - odrzekł grzecznie Calum, na co Ash zaśmiał się pod nosem.
- Dobrze, dziś dostaje pan upomnienie - powiedział starszy aspirant. Calum podziękował i odprowadził policjantów do wyjścia, po drodze zapewniając ich, że więcej się to nie powtórzy. Gdy mężczyźni wyszli, wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Przez dłuższy czas pomagaliśmy Calumowi choć trochę ogarnąć dom po imprezie, w przeciwieństwie do Clifforda i Hemmingsa, którzy w tym momencie spali sobie wygodnie w pokoju Caluma.
Zamówiliśmy taksówkę i pożegnaliśmy się z brunetem. Postanowiliśmy, że najpierw podjedziemy pod mój dom, a Nicole zostanie u mnie na noc, jak z resztą powiedziała swoim rodzicom, by ci nie wiedzieli o imprezie. Moi rodzice zaś są cały weekend na wykładach w Melbourne, więc nikt o niczym się nie dowie. Ashton wziął tych dwóch pajaców na siebie i odwiózł obu po kolei bezpiecznie do domu.
Przez kolejne kilka godzin słuchałam o Nicole i Calumie. Cieszyłam się, że wreszcie zostali parą.
Przyjaciółka oznajmiła mi, że o poranku widzi się z brunetem, ja zaś postanowiłam zobaczyć, co u Michaela. W końcu kac morderca nie ma serca.

piątek, 24 czerwca 2016

Rozdział 7

- Co cię tak zainteresowało Prescott? - w tym momencie aż podskoczyłam ze strachu. Przez tego idiotę dostanę zawału serca!
- A nic... Tak tylko się rozglądam...
- Calum do mnie dzwonił - poinformował mnie czerwonowłosy.
- I jak sobie radzi z Nicole? - spytałam zaciekawiona.
- Chyba dobrze, bo ten idiota cieszył się z każdego wypowiedzianego przeze mnie słowa. Powiedziałem mu, że ktoś miał kaprys, przez co trochę się spóźnimy.
- Kaprys?! Przypominam ci, że wywiozłeś mnie w jakieś krzaki i wrzuciłeś do wody!
- Oj, spokojnie, bo ciśnienie ci podskoczy. Trochę więcej luzu kotku.
- Kotku? Czy ty nie pozwalasz sobie na zbyt wiele? - skrzyżowałam ręce na piersi i ponagliłam chłopaka za te jego pieszczotliwe zwroty. Nienawidzę, gdy ktoś używa tego ironicznie.
- No dobrze, nie fochaj się. Zaraz pojedziemy na imprezę i się wyluzujesz, bo tak to ja z tobą nie wytrzymam.
- Ja jestem wyluzowana!
- Tak? - na to pytanie przytaknęłam i dalej obserwowałam ruchy Michaela. Chłopak wszedł do kuchni i otworzył lodówkę. Wyciągnął z niej puszkę piwa.
- Skoro jesteś taka wyluzowana, to może się napijesz? - spytał chłopak z tym swoim głupim uśmieszkiem.
- Chyba żartujesz! Nie będę tego piła - ponownie skrzyżowałam ręce, na co Clifford zaśmiał się pod nosem.
- Oj Prescott, ty sztywniaro. Ale spokojnie... Ja tylko sprawdzam twoją czujność. Przecież nikt ci nie każe tego pić - Michael miał już chować piwo do lodówki, lecz ja wpadłam na "genialny" pomysł i postanowiłam wyrwać mu puszkę z ręki i pokazać, że nie jestem tym, za kogo on mnie uważa. Wzięłam jeden łyk. Za nim brałam kolejne i kolejne, aż w końcu wypiłam całą zawartość.
- Zadowolony? - spytałam retorycznie. Oczywiście, że był zadowolony, bo przez cały czas gapił się z niedowierzaniem i zacieszem na twarzy.
- No, nieźle Prescott. A teraz odkupujesz mi piwo.
- Chyba szczęście cię opuściło! - odparłam broniąc swojego honoru.
Michael zbliżył się do mnie, wziął puszkę po piwie i wyrzucił ją gdzieś za siebie, po czym zaczął mnie łaskotać po żebrach. Oczywiście musiał wybrać miejsce, w którym mam największe łaskotki. Śmiałam się tak głośno, że pewnie słyszeli mnie sąsiedzi Michaela. W przerwach na oddech błagałam, żeby chłopak przestał, bo położę się ze śmiechu. Jednak ten nie ustępował. Próbowałam uciec, lecz zdążyłam dobiec tylko do kanapy, na której zaraz leżałam płacząc ze śmiechu. Michael jedną ręką mnie łaskotał, a drugą podpierał się i jednocześnie trzymał moje ręce, by miał nade mną przewagę. Rzucałam się na wszystkie strony, aż w końcu kolanem trafiłam w rękę Michaela. Chłopak stracił podparcie i wylądował tuż nad moją twarzą. Momentalnie zaprzestał swoich czynów. Przez kilka sekund patrzeliśmy sobie w oczy. Widziałam błyszczące, ciemnozielone tęczówki z wielkimi źrenicami. Czułam przyspieszone bicie serca i ciepły oddech, który powoli zaczął kierować się ku moim wargom. Poczułam przyjemne ciepło w brzuchu i wewnętrzny głos mówiący, że tego właśnie pragnę. Dzieliły nas zaledwie milimetry.
Odchrząknęłam.
- Myślisz, że moje ciuchy już wyschły? - spytałam lekko się odchylając. Michael powrócił do rzeczywistości i szybko zerwał się z miejsca.
- Tak, myślę, że tak. To ja po nie pójdę... - odparł niepewnie Michael. Ponagliłam siebie za to, że nie pozwoliłam mu działać, że nie dałam chwili trwać wiecznie. Poszłam więc za chłopakiem, żeby wyjaśnić to zajście i jednocześnie zabrać swoje rzeczy. Zauważyłam, że Michael był zakłopotany. Zawiesił wzrok na oknie i obserwował drzewo sąsiadów. Stanęłam więc za nim i zaczęłam rozmowę nieco ściszonym tonem.
- Michael, możemy pogadać? - chłopak odwrócił się w moją stronę i przytaknął.
Nie wiedziałam od czego zacząć. Czy powiedzieć, że chciałam, ale nie mogłam, czy że po prostu jestem głupia, a może że nie powinniśmy...
- Przepraszam, to nie powinno mieć miejsca - zaczął chłopak. Wtedy to uczucie wróciło. Czułam dziwne ciepło i chęć przywiązania. Podeszłam więc dwa kroki do przodu i spojrzałam w oczy Michaela.
- Masz rację. Ale czym byłoby życie bez nieplanowanych działań? - po tych słowach rzuciłam się na chłopaka łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku. Czułam się jak w siódmym niebie. Jakbym oderwała się od ziemi i nagle nauczyła latać. Jakbym była we wszystkich miejscach na świecie w tym samym czasie. Jakbym po prostu była zakochana. I właśnie to chyba się stało. Uczucie, przed którym tak bardzo się broniłam urodziło się we mnie. Niemożliwe stało się możliwe. Wodziłam za ruchami Michaela, pozwoliłam mu dominować. Odwzorowywałam każde jego poczynanie. Nie mogliśmy przestać. To uczucie nas pochłonęło. Niestety nic nie trwa wiecznie. Tę cudowną chwilę postanowił przerwać dźwięk komórki Michaela. Momentalnie odkleiliśmy się od siebie, nie ukrywając swojego niezadowolenia. Kto mógł nam przerwać? Oczywiście nikt inny jak Calum.
- Ty idioto, zdajesz sobie sprawę jak bardzo mi przeszkadzasz? - wybuchnął oburzony Michael. Pokazałam gestem ręki, żeby nic nie mówił. Nie chciałam, żeby to się rozeszło, a zwłaszcza, żeby trafiło do moich przyjaciółek, które tylko na to czekają.
- Dobra, już jedziemy - zakończył chłopak, po czym spojrzał się w moją stronę.
Lekko uśmiechnęłam się w jego stronę, czekając na jakąkolwiek jego reakcję. Ten nic nie mówiąc odwzajemnił uśmiech i podał mi leżące obok moje suche ubrania. Chłopak oznajmił, że poczeka przed domem, bo musi wyprowadzić motor. Przytaknęłam i zamknęłam za nim drzwi, by być pewna, że tym razem nie podgląda. Zdjęłam więc koszulę i włożyłam przetarte spodnie oraz krótką białą bluzkę. Zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę i spojrzałam przez okno. Zawiesiłam wzrok na uśmiechniętym Michaelu, który opierał się o swoją maszynę.
Wszystko cudownie, tylko nasuwa się jedno pytanie... Co teraz będzie? Przecież to właśnie miała być część projektu. Przyjaciólki nie mogą się dowiedzieć, bo wszystko się wyda, a wtedy Michael mi nie wybaczy. Muszę zrezygnować z projektu. Nie potrafię dalej w to brnąć. Naprawdę polubiłam Michaela i nie chcę go stracić.
Po chwili zeszłam na dół, gdzie założyłam buty i wyszłam z domu Clifforda. 
Chłopak odwrócił się w moją stronę i szeroko uśmiechnął. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Byłaś całkiem niezła, Prescott - odparł czerwonowłosy.
- Niezła? No błagam, założę się, że to najlepsze, co cię w życiu spotkało - zaśmiałam się pod nosem, lecz ten nie zareagował. Miał tak dobry humor, że nic nie było w stanie mu go popsuć. Michael odpalił silnik, a ja objęłam go w pasie. Po kilkunastu minutach byliśmy już pod domem Caluma. Głośną muzykę było słychać już dwie przecznice stąd. Weszliśmy do środka i staraliśmy się odnaleźć jedną z dwójki naszych gołąbków, lecz nie było to łatwe. W środku znajdowała się połowa naszej szkoły. Co druga osoba była już pijana. Przebijałam się przez tłum tańczących licealistów. Przez przypadek wpadłam na Ashtona, który uśmiechnął się na mój widok. Złapał mnie za nadgarstek i przeciągnął przez ten tłum. Puścił mnie dopiero wtedy, gdy byliśmy już na nieco spokojniejszym ogrodzie.
- Gdzie jest Michael? - spytał mnie dużo wyższy ode mnie chłopak.
- Nie mam pojęcia, musiałam go zgubić gdzieś w tłumie - odparłam rozglądając się dookoła.
Czułam się dość nieswojo, gdy w pobliżu nie było ani Michaela, ani Nicole. Ashton od razu zauważył moje zaniepokojenie i zaproponował drinka. Za pierwszym razem odmówiłam, lecz chłopak nie dał za wygraną. No więc nie mogłam mu odmówić. Chłopak minutę później pojawił się z dwoma szklankami z alkoholem. Wzięłam łyka, a za nim brałam kolejne, aż w końcu opróżniłam naczynie. Po chwili do naszego towarzystwa dołączył się Luke. Ashton wybuchnął śmiechem na widok ledwo trzymającego się na nogach chłopaka z trzema malinkami na szyi.
- Stary, kto cię tak załatwił? - wydukał Ashton nie mogąc przestać się śmiać.
- Miłość mojego życia... Była taka piękna... I miała tak cudowne imię...
- Tak, jakie? - przerwał mu Ashton.
- Umm... No, nie pamiętam, ale czy to takie istotne? - po słowach Luke'a oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Luke strzelił focha i usiadł na trawie odwrócony tyłem do nas. 

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rozdział 6

- Brittany! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - oburzyła się Nicole. Spojrzałam na nią przepraszającym wzrokiem.
- No więc... Dzisiaj wieczorem jest impreza - zaczęła brunetka.
- I co w tym takiego niezwykłego? Co tydzień ktoś organizuje imprezy...
- To, że jest ona u Caluma! - w tym momencie poczułam jak pękają mi bębenki.
- Rozumiem, że chcesz się na nią wybrać.
- MY chcemy - wtrąciła przyjaciółka.
- Chyba nie myślisz, że...
- Prooooooszę Britt - Nicole złożyła ręce jak do modlitwy i zrobiła duże, smutne oczy. No, nie mogłam jej odmówić.
- Ech, no dobrze... - po chwili widziałam przed sobą skaczącą jak małpa przyjaciółkę. Zaśmiałam się pod nosem.
Jeżeli chodzi o Caluma, to Nicole dałaby za niego się pociąć. Jestem z nią najbliżej, jeżeli chodzi o naszą paczkę. Znamy się od dzieciństwa i rozumiemy jak nikt, dlatego jeśli chodzi o crusha, to nie zwraca się ona do nikogo innego, jak do mnie. Po prostu nie jestem w stanie jej odmówić i jestem pewna, że dla mnie zrobiłaby to samo.
No cóż, czyli wieczór mam już zaplanowany. Nie narzekam na tego typu formy spędzania czasu. Wolę to niż samotne siedzenie w domu i gapienie się w sufit.
Piątkowe lekcje przeminęły mi dość szybko. Żadnych sprawdzianów, żadnych kartkówek. Totalny luz! Bardzo mnie ucieszył ten fakt.
Z uśmiechem na twarzy zeszłam na parter, gdzie znajdowała się moja szafka. Otworzyłam drzwiczki i wyciągnęłam szary płaszcz, który od razu na siebie nałożyłam. Zamykając szafkę omal nie dostałam zawału.
- Hej Prescott! - przywitał mnie Clifford z tym swoim głupim uśmieszkiem na twarzy.
- Wystraszyłeś mnie!
- Oj nie marudź. Idziesz dzisiaj na imprezę do Caluma?
- No nie wiem... Może tak, może nie - podpuszczałam Michael'a.
- Przyjadę po ciebie o 17 - dodał, po czym zaczął się oddalać.
- Ej! Ja idę z Nicole! - krzyknęłam przez korytarz doganiając go.
- No, to powiesz jej, że spotkacie się na miejscu. Albo mam lepszy pomysł... Wyślę po nią Caluma - zaśmiał się czerwonowłosy.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł...
- Oj Prescott... Przecież wiem, że on jej się podoba. Wszyscy o tym wiedzą. Poza tym... - chłopak ściszył ton i nadstawił się do mojego ucha - ona jemu też się podoba.
- Naprawdę? Człowieku ty mi życie ratujesz! - w sumie może to dobry pomysł. Calum i Nicole spędziliby trochę czasu, a ja miałabym podwózkę i towarzystwo. Dlatego też się zgodziłam.
Bezpiecznie wróciłam do domu i otworzyłam szafę, by wybrać coś odpowiedniego na imprezę. Wyciągnęłam szerokie, podarte dżinsy i krótką białą bluzkę na ramiączkach odkrywającą brzuch. Na wierzch nałożyłam skórzaną kurtkę. Włosy pozostawiłam w totalnym nieładzie, rozpuszczone, nieułożone. Gdyż miałam niewiele czasu, nie bawiłam się już w nakładanie tony makijażu. Postanowiłam tylko nałożyć tusz do rzęs i pomalować usta na bladoczerwony kolor. Na nogi nałożyłam czarne botki z ćwiekami, które idealnie współgrały z górną częścią stroju. Gdy dochodziła już 17, chwyciłam komórkę i klucze oraz wyszłam na zewnątrz wypatrywać Clifforda. Długo nie czekałam, gdyż zjawił się po 2 minutach na swoim czarnym motorze triumph thruxton 900. Maszyna niczym z filmu "3 metry nad niebem". Bez wahania usiadłam na motorze, bo zawsze chciałam się takim przejechać. Już miałam chwycić Clifforda, lecz w ostatnim momencie się zawahałam.
- Umm... Myślisz że... - nie zdążyłam dokończyć, gdy Michael wtrącił:
- Oj, nie bój się Prescott - podniósł swoją skórzaną kurtkę - złap się i trzymaj mocno.
Uśmiechnęłam się na samą myśl o adrenalinie, jaka miała mnie za chwilę spotkać. Objęłam czerwonowłosego, a kilka sekund potem usłyszałam warkot silnika. Moje włosy rozwiewały we wszystkie strony, serce biło mi jak szalone, a ja czułam, że jakbym tylko puściła chłopaka, to z pewnością odfrunęłabym od nadmiaru prędkości.
Zamknęłam oczy i smakowałam wdychanego przeze mnie powietrza. W pewnym momencie poczułam jak motor stanął w miejscu. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po okolicy.
- Gdzie jesteśmy? To nie jest dom Caluma - odparłam lekko wystraszona.
- Brawo, spostrzegawcza jesteś. Do imprezy mamy jeszcze godzinę, dlatego postanowiłem cię uprowadzić i zostawić w lesie.
- Bardzo śmieszne...
- Śmieszna to była twoja mina jak zobaczyłaś, że gdzieś cię wywiozłem - Michael zaśmiał się pod nosem i zszedł z motoru. Postanowiłam zrobić to samo, gdyż byłam ciekawa, co ten idiota wymyślił.
Byliśmy na jakiejś polanie. Wszędzie dookoła były drzewa i krzaki. Żadnej żywej duszy. Zastanawiałam się czy Michael to nie jest przypadkiem jakiś pedofil, który pragnie mojego dziewictwa. Co najgorsze - utwierdzał mnie w tym przekonaniu każąc iść prosto w gąszcz krzaków. Po chwili wędrówki i obrywaniu liśćmi po twarzy dotarliśmy na miejsce, a przynajmniej na skraj wędrówki. Przed sobą ujrzałam ogromne jezioro z niewielkim drewnianym pomostem. Obróciłam się za siebie, by spojrzeć na Clifforda. Niestety jego tam nie było.
- Michael! - nawoływałam chłopaka. Nie ukrywam, że byłam przerażona. Nie czułam się bezpiecznie, a całe moje ciało przeszył strach. Oglądałam się dookoła siebie, by wzrokiem wyszukać czerwonowłosego. Niestety po nim ani śladu. No pięknie! Zostawiłam telefon w torebce, która oczywiście jest razem z motorem. Chciałam już szukać wyjścia, gdy nagle coś objęło mnie w pasie i uniosło nad ziemię. Zaczęłam krzyczeć w niebogłosy.
- Spokojnie Prescott, to tylko ja - zaśmiał się Michael.
- Ty idioto puść mnie!
- Oj nieładnie tak się odzywać. Za karę będę musiał cię wrzucić do wody.
- Odbiło ci? Najpierw zostawiasz mnie na jakimś odludziu i omal zawału przez ciebie nie dostaję, a teraz chcesz żebym dostała zapalenia płuc? - wykrzyczałam chłopakowi.
- Oj dobrze, przepraszam. Ale ty musisz też przeprosić mnie za to, że nazwałaś mnie idiotą.
- Chyba śnisz!
- W takim razie... - Michael z ogromnym bananem na twarzy wziął rozbieg i wskoczył razem ze mną do jeziora. Nie sądziłam, że ten idiota mówi poważnie.
Wściekła i mokra wyszłam z wody, żeby wypłukać ubrania od nadmiaru wody. Byłam pewna, że mam na twarzy rozmazany tusz, a moja biała koszulka stała się przezroczysta. Michael wyszedł tuż za mną ciągle się śmiejąc.
- Jesteś idiotą! - wykrzyknęłam chłopakowi i ruszyłam dalej przed siebie.
- Spokojnie złośnico. Okres masz?
- Nie denerwuj mnie - wymamrotałam przez zaciśnięte zęby.
Odwróciłam się w stronę Clifforda. Niestety to nie był najlepszy pomysł. Po chwili widziałam jak Michael się śmieje, a właściwie rży. Oburzona walnęłam go w ramię. Ten tylko złapał się za brzuch, nie mogąc powstrzymać od śmiechu.
Skrzyżowałam ręce i spojrzałam na chłopaka z oburzeniem.
- Śmieszy cię to? - spytałam ironicznie. Nie ukrywałam swojej złości.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - odpowiedział na chwilę przerywając śmiech.
- Jestem mokra, mam rozmazany makijaż i jest mi zimno. Co w tym takiego śmiesznego?
- To, że wyglądasz... Yhm - odchrząknął Michael, zanim zdążył powiedzieć o jedno słowo za dużo. Momentalnie spoważniał, choć nie do końca, bo cały czas miał banana na twarzy.
- Mieszkam kilka minut drogi stąd. Wysuszysz się i ogarniesz makijaż, marudo - Michael wskazał mi drogę gestem ręki. Nic mu nie odpowiedziałam, tylko wściekła ruszyłam przed siebie.
Kilka minut później podjechaliśmy pod niewielki domek jednorodzinny. Clifford otworzył bramę i przepuścił mnie do środka.
Czekałam aż chłopak wprowadzi motor na posesję i zamknie za sobą bramę.
- Nie ma twoich rodziców? - spytałam wyraźnie zaciekawiona.
- Mama jest w pracy do wieczora, a ojciec... Nie ma go w domu.
- A gdzie jest? - zadałam nikomu niepotrzebne w tym momencie pytanie.
- Nieważne! Co ci do tego Prescott? Pilnuj własnego tyłka! - Michael otworzył drzwi i niemal wbiegł do środka, tym razem mnie nie przepuszczając. Ponagliłam siebie w myślach za niewyparzony język i powoli weszłam, zamykając za sobą drzwi.
Nie ukrywam, że zaciekawiło mnie dlaczego Michael tak agresywnie zareagował na moje pytanie dotyczące jego ojca. Mimo to postanowiłam nie drążyć tematu, przynajmniej na razie.
- Przepraszam - wymamrotałam kładąc dłoń na ramieniu Clifforda.
- W porządku. To ja przepraszam, że się uniosłem - Michael spojrzał na mnie lekko się uśmiechając. Czerwonowłosy zaprowadził mnie do swojego pokoju, gdzie otworzył szafę i wyjął czerwoną koszulę w kratkę, po czym zaproponował, że poczeka na korytarzu, aż się przebiorę. Zdjęłam mokry top i obróciłam się by chwycić koszulę Clifforda. Moim oczom ukazał się oparty o framugę i wpatrzony we mnie chłopak z głupim uśmieszkiem na twarzy.
- Ej! Wynocha! - krzyknęłam zamykając mu drzwi przed nosem. Szybko zapięłam koszulę, która okazała się tak duża, że sięgała mi prawie do kolan. Zdjęłam więc jeszcze spodnie i otworzyłam drzwi, po czym rzuciłam mokrymi rzeczami Cliffordowi w twarz.
- Grzmociłbym cię jak burza samotne drzewko - powiedział Michael, na co ja wybuchnęłam śmiechem.
- Przypominam ci, że masz już niewiele czasu na wysuszenie moich rzeczy przez imprezą - uśmiechnęłam się ironicznie, po czym zeszłam po schodach do kuchni. Całkowicie rozgościłam się w domu Michaela i pozwoliłam sobie zrobić herbatę i rozejrzeć się po pomieszczeniu. Na kominku widniały ramki ze zdjęciami. Mały Michael buszujący w zbożu. Clifford siedzący z prezentami pod choinką. Niecodzienny widok, lecz nie to zaciekawiło mnie najbardziej. W tle stało zdjęcie z 3 osobami. Zgaduję, że było ono robione sporo czasu temu, bo Michael miał tu z jakieś 8 lat. Obejmował on wielkiego labradora, a nad nim stała uśmiechnięta para. Założę się, że to właśnie jego rodzice. Tylko dlaczego tak zareagował na wiadomość o ojcu? Co takiego wydarzyło się w życiu Michaela?

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Rozdział 5

Kolejny rutynowy dzień w szkole, ach jak cudownie... Lecz tym razem coś mnie zaniepokoiło. Mianowicie Hemmings i jego wzrok wlepiony w moją osobę. Nie było to jednak przyjemne. Jego oczy mówiły uważaj, bo marnie skończysz. Postanowiłam więc dowiedzieć się, o co mu chodzi. Idąc korytarzem usłyszałam rozmowę Lucasa i Ashtona na mój temat.
- Mówię ci, ta cała Brittany coś kombinuje - szeptał Hemmings, lecz robił to na tyle głośno, że bez problemu rejestrowałam każde wypowiedziane przez niego słowo.
- Nie uważasz, że trochę przesadzasz? Moim zdaniem ona jest w porządku - bronił mnie Irwin.
- Ja jej nie ufam... Jeszcze wszyscy się przekonacie, że mam rację.
- Nie dramatyzuj. Może faktycznie się polubili?
- No tak, przecież można zmienić nastawienie i pokochać kogoś z dnia na dzień... - upierał się Luke.
- Nastawienie zawsze można zmienić, a przecież nikt tu nie mówi o miłości. Myślisz, że Michael nie może się zaprzyjaźnić z Britt? Ja im kibicuję!
- Zrozum, nie chcę kolejny raz widzieć Michaela w takim stanie emocjonalnym, jak wtedy, gdy opowiadał nam o swoim ojcu - po wypowiedzianych przez Hemmingsa słowach, coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że nie mogę pozwolić, by Michael przeze mnie cierpiał. Obróciłam się za siebie i ruszyłam w głąb korytarza, by znaleźć Nicole. Tylko ona jedna może mnie zrozumieć. Niestety jedyną osobą, którą znalazłam była Tiffany. No trudno, musiałam spróbować.
- Słuchaj, jest sprawa... Chodzi o projekt - zaczęłam - Czy jest szansa, żeby zmienić temat?
- A coś się stało?
- Nie, tylko... To się nie uda.
- Tylko nie mów, że jest coś między tobą i Michaelem - zaśmiała się przyjaciółka.
No tak, nie mogłam liczyć na zrozumienie z jej strony. Postanowiłam więc szybko zaprzeczyć i wysilić się na sztuczny uśmiech. Skoro dziewczyny nie zmienią tematyki projektu dobrowolnie, to będzie trzeba zrobić tak, żeby sama została zmieniona i nikt nie będzie miał nic do gadania. Teraz najważniejsze, żeby jak najbardziej odsunąć się od "przyjaciółek", o ile tak mogę je nazwać i udawać, że relacja między mną i Michaelem jest obojętna.
Przez resztę lekcji czułam na sobie wzrok przyjaciół Clifforda, co już mnie nie dziwiło. Po wyczekiwanym ostatnim dzwonku , jak najszybciej wyszłam z sali. Pospiesznie skierowałam się w stronę szafki. W oddali ujrzałam Clifforda rozmawiającego z Calumem. Miałam zamiar do niego podejść, lecz po drugiej stronie korytarza dostrzegłam Tiffany. Chwyciłam więc za płaszcz i wymijając całą trójkę pognałam do wyjścia. Ruszyłam nie oglądając się za siebie. Jednak coś mnie zatrzymało. Tym czymś, a właściwie kimś była osoba nawołująca moje imię. Odwróciłam się i Bogu dzięki ujrzałam Nicole. Musiała chyba za mną biec, bo przez chwilę głośno dyszała i opierała dłonie na kolanach.
- Ile można cię wołać? - wykrzyczała oburzona brunetka.
- Wybacz, nie słyszałam...
- Co się stało? I nie mów mi, że nic, bo znam cię nie od wczoraj - przyjaciółka spojrzała na mnie zmartwiona. Fakt, znamy się już sporo czasu i zawsze możemy na siebie liczyć. Nie wiedziałam jednak, czy Nicole zrozumie to, czego Tiffany nie potrafiła zrozumieć.
Przez chwilę tkwiłam w ciszy i błądziłam wzrokiem po chodniku.
- Rozumiem, powiesz mi później - uśmiechnęła się przyjaciółka - w takim razie idziemy się rozerwać - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- Mam ochotę na wyżycie się biedną kulą do kręgli. Co ty na to? - zaśmiała się brunetka, oczekując na moją reakcję. Nicole jak zawsze trafiła bezbłędnie. Potrzebowałam wyładować emocje, a kręgle to idealny pomysł. Uśmiechnęłam się do brunetki i mocno ją przytuliłam. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszej przyjaciółki. Teraz mam pewność, że tylko ona może mnie wyciągnąć z tego całego bagna. Po drodze na kręgielnię przyjaciółka opowiadała o tym samym, co zawsze, czyli o swoim wymarzonym chłopaku o azjatyckiej urodzie. Od razu widać, że jest zakochana po uszy i może właśnie to pomoże jej zrozumieć moją sytuację.
Kilkanaście minut później całkowicie oderwałam się od rzeczywistości. Żartowałam, śmiałam się, odreagowywałam ostatnie kilka tygodni. Tak bardzo tego potrzebowałam. Prawie zapomniałam o szczerej rozmowie z Nicole, a co ważniejsze o problemach z tym związanych. Na ziemię przywrócił mnie dźwięk zamykanych drzwi, a konkretnie osoby, które ten odgłos rozpowszechniły. Obróciłam się, by kątem oka dostrzec, czy może ktoś ze znajomych zaszczycił nas swoją obecnością. Mój radosny wyraz twarzy zmienił się natychmiastowo w bardziej ponury po ujrzeniu przybyłych gości. Przy barze spostrzegłam czwórkę nastolatków. Byli odwróceni tyłem do nas, lecz doskonale rozpoznałam burzę czerwonych włosów.
- Britt? Dlaczego nie grasz? Co się stało? - spytała zatroskana Nicole. Chciałam jej odpowiedzieć cokolwiek, lecz nie mogłam z siebie nic wydusić. Spoglądałam tylko raz na Nicole, raz na Michaela. Czułam się jakby odjęło mi mowę. Myśli plątały mi się w głowie, a ja zupełnie nie wiedziałam od czego zacząć, jak dobrać słowa. Wzięłam więc głęboki oddech i powoli zaczęłam tłumaczyć przyjaciółce, co się dzieje.
- Chodzi o projekt... - przerwałam, by zastanowić się, co dokładnie powiedzieć - nie radzę sobie z nim.
- Przecież szło ci tak dobrze. Britt, powiedz mi w końcu o co chodzi! - Nicole przez przypadek, a właściwie przez napływ emocji, lekko podniosła ton. Usłyszeli to przyjaciele siedzący przy barze. Michael wlepił we mnie wzrok. Starałam się go unikać, lecz mimo wszystko czułam go na sobie.
- Szło mi dobrze, póki nie poznałam Michaela i nie zrozumiałam, że to, co robimy jest podłe - mówiłam szybko i bez wytchnienia, jakby słowa, które chciałam przekazać miałyby zaraz zniknąć.
- Czujesz coś do niego? - po tym pytaniu stałam chwilę w bezruchu, by pozbierać myśli. Czy czuję coś do Michaela? Na pewno. Lecz czy tym uczuciem jest miłość? Tego nie wiem... I wolę się w najbliższym czasie nie dowiedzieć.
- Zbliżyliśmy się do siebie. To znaczy zaprzyjaźniamy się. On nie jest taki, za jakiego go uważałam. Nie mogę go zranić - wypowiadając ostatnie zdanie nieco ściszyłam ton. Przyjaciółka potrzebowała chwili na przetworzenie tego, co właśnie jej powiedziałam. Z niecierpliwością czekałam na reakcję Nicole.
- Jeżeli jest tak jak mówisz, to nie możemy pozwolić na to, żebyś wyrządziła mu krzywdę - nastolatka uśmiechnęła się i wręcz rzuciła mi się na szyję, po czym szepnęła mi do ucha - zrobię wszystko, żeby ci... żeby wam pomóc. Kibicuję wam. W końcu to przyjaciel mojego kochania - po chwili obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Poczułam się o niebo lepiej zrzucając z siebie ciężar emocji, jakie tłumiłam w sobie przez ten cały czas.
Wróciłyśmy do gry. Po dłuższej chwili rzucania przed siebie ciężką kulą do kręgli postanowiłam zamówić coś do picia. Podeszłam do niewielkiego baru i zamówiłam napoje. Przechyliłam lekko głowę, by ujrzeć osoby bacznie mnie obserwujące. Uśmiechnęłam się i przywitałam z siedzącym obok Michaelem i jego przyjaciółmi. Wszyscy odwzajemnili uśmiech. Wszyscy oprócz Hemmingsa. Zawołałam Nicole, by przysiadła się do mnie i tym samym do czwórki chłopców. Wszyscy byli bardzo mili i nawet ich polubiłam. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, wygłupialiśmy. Aż w końcu Michael postanowił przerwać mi zabawę i poprosił, bym na chwilkę wyszła z nim na zewnątrz. Przeprosiłam Nicole, że zostawiam ją samą, lecz o dziwo ta zbytnio się nie przejęła moją nieobecnością.
- Od jakiegoś czasu mnie unikasz, Prescott - zaczął poddenerwowany Michael.
- Wydaje ci się... Po prost byłam zajęta - skłamałam.
- Słyszałem jak twoja przyjaciółka pytała cię co się stało. Masz jakieś problemy?
- Nie. To znaczy tak... Ale sama muszę je rozwiązać - wysiliłam się na sztuczny uśmiech. Czułam, że Michael nie do końca mi wierzy. Ja sama bym sobie nie uwierzyła. Na szczęście czerwonowłosy postanowił nie drążyć tematu i odwzajemnił uśmiech. Tkwiliśmy chwilę w ciszy, cały czas spoglądając na siebie. Michael otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz szybko zmienił zdanie.
Uniósł rękę delikatnie muskając mnie po włosach. Zamknęłam oczy, czując to przyjemne uczucie. Nagle chłopak zaprzestał swoich czynów i opuścił rękę.
- Do zobaczenia jutro, Prescott - pożegnał się, lekko przy tym uśmiechając, po czym odwrócił się na pięcie i pognał przed siebie.