środa, 13 lipca 2016

Rozdział 11

- Od kogo dostałeś zlecenie?! - powtórzył Ashton.
- Od Tiffany... - nie wierzyłam własnym uszom. Osoba, która uważała się za moją przyjaciółkę chciała doprowadzić do mojego upadku. Tylko dlaczego?
Oboje z Irwinem spojrzeliśmy na siebie, nie dowierzając w to wszystko.
- Byliśmy kiedyś razem... Zapłaciła mi za zlecenie - wymamrotał Marcus prawie niesłyszalnie.
Oznajmiłam, że muszę szybko zobaczyć się z Tiffany, by otrzymać wyjaśnienia.
Wiedziałam, że Ashton najlepiej będzie wiedział, co zrobić z napastnikiem, więc zostawiłam dalszy los Marcusa w jego rękach. Tymczasem pobiegłam do domu Tiff znajdującego się w pobliżu. Gdy tylko blondynka otworzyła mi drzwi ogarnęła mnie nienawiść i wstręt do niej. Miałam nadzieję, że to pomyłka, że Tiffany okaże skruchę, lecz gdy ta otworzyła drzwi i usłyszała moje zarzuty, tylko śmiała się pod nosem. Powiedziała, że żałuje, lecz nie swoich czynów, tylko tego, że nie skończyłam gorzej. Ponoć zrobiła to z chorej zazdrości o mnie. O to, że zawsze była na drugim planie. Co dobiło mnie jeszcze bardziej, miała w tym udział również Tess. Obie chciały się mnie pozbyć. Nie mogę w to wszystko uwierzyć. Miałam już odejść, kiedy Tiffany dodała:
- Wiem o tobie i Michaelu. Już nie musicie się ukrywać. Ale dobrze wiesz, że cię znienawidzi. Życzę ci tego.
Wybiegłam oburzona i czym prędzej zadzwoniłam do Nicole, która okazała się moją jedyną prawdziwą przyjaciółką. Dziewczyna tak samo jak ja nie dowierzała, że można być tak bezdusznym i perfidnym.
Poprosiłam ją, by przyjechała w miejsce, w którym aktualnie przebywałam, a mianowicie kawiarnia Starbucks kilka przecznic od domu Tiffany. Ta jak najszybciej dotarła w umówione miejsce. Wszystko dokładnie jej wyjaśniłam, po czym wręcz rzuciłam się w jej objęcia.
- Britt, teraz musisz powiedzieć Michaelowi - odparła Nicole.
- Pokłóciliśmy się. To wszystko i tak nie ma sensu...
- Założę się, że wystarczy jedno twoje słowo i Michael do ciebie przyfrunie - zaśmiała się przyjaciółka i dodała - powiedz mu o wszystkim.
- Nie mogę. Muszę to zakończyć. On mi nie wybaczy...
- Zrobisz jak zechcesz, ale pamiętaj o tym, co ci mówiłam - uśmiechnęłam się nieznacznie do przyjaciółki. Wiedziałam, że ma rację, ale miałam również świadomość tego, że kilka godzin temu zerwałam wszelkie kontakty z Michaelem. Już sama nie wiem, co robię. Gubię się w tym wszystkim.
Po chwili rozmowy z Nicole, zadzwonił do niej Calum wzdychając jak bardzo się stęsknił. Wybuchnęłam śmiechem, by chłopak miał świadomość tego, że wszystko słyszę. Oznajmiłam zakochańcom, że nie będzie mi przeszkadzać to, że mnie zostawiają, lecz uprzednio poprosiłam bruneta o darmową podwózkę do domu.
Po drodze oczywiście Nicole wygadała chłopakowi wszystko, z dokładnymi szczegółami i słowami, których w dzieciństwie mama zabraniała mi używać.
Podziękowałam za podrzucenie do domu i przytuliłam każdego z osobna, po czym pomachałam tej dwójce na pożegnanie.
Postanowiłam zadzwonić do starszej kuzynki mieszkającej w Perth, z którą spędziłam całe dzieciństwo. Miałam nadzieję, że mogłaby przyjąć mnie na jakiś czas do siebie. Pewnie niektórzy nazwaliby to ucieczką, lecz według mnie to chwilowa przerwa na pozbieranie myśli.
Miałam ochotę po prostu zniknąć, nie informując o tym nikogo. Konwersację przerwał mi dzwonek do drzwi. Stanęłam w progu jak wryta, a słysząc nawoływanie w słuchawce oznajmiłam, że zadzwonię później.
Coś czuję, że plotka o Tiffany szybko się rozeszła, a przynajmniej Ashton już zdążył poinformować Michaela, który właśnie w tej chwili postanowił mnie odwiedzić.
- Co ty tu robisz? Mówiłam ci przecież...
- Nie obchodzi mnie, co mówiłaś - przerwał mi Clifford, który mocno mnie przytulił.
Zaprosiłam Michaela do środka i postanowiłam wytłumaczyć mu, że nie powinniśmy, jednak on miał inne plany. Złączył nasze usta w pocałunku i przerywając na chwilę dodał:
- Nigdy więcej tak nie mów.
Nie sądziłam, że tak właśnie to wszystko się potoczy. Nie tak dawno temu byłam wrogiem numer jeden Michaela Clifforda, a teraz stoję w jego objęciach i czuję, że jest on ważną częścią mojego życia. Jednak muszę w końcu zdobyć się na odwagę i szczerze z nim porozmawiać. To jest ten moment...
- Michael, muszę ci coś powiedzieć - zaczęłam niepewnie, siadając na kanapie i przy tym ciągnąc go za sobą.
- Ja też. Pozwolisz, że zacznę - no cóż, czyli moja wiadomość musi poczekać. Swoją drogą jestem ciekawa, co Clifford ma mi do powiedzenia - Jak już pewnie zauważyłaś, nie wspominam nigdy o swoim ojcu i tu przepraszam cię za to, jak reagowałem na samą myśl o nim - przytaknęłam. Michael wstał z miejsca.
- Gdzie idziesz? - zapytałam zaniepokojona, lecz już po chwili widziałam jak Clifford chodzi zdenerwowany w tę i we w tę .
- Mój ojciec od dwóch lat siedzi w więzieniu... - westchnął i zanim zaczął kontynuować mocno zacisnął pięści - Ale może zacznę od początku. Miałem 8 lat. Mój ojciec nas zostawił. Po prostu uciekł. Napisał list pożegnalny, w którym mówił, że nie mamy go szukać, że ma kogoś i że nas nie kocha - do oczu Clifforda napłynęły łzy. Wstałam z miejsca i chwyciłam go za rękę na znak, że jetem przy nim - Dwa lata temu mama przypadkiem dowiedziała się, że trafił on do więzienia za spowodowanie śmiertelnego wypadku pod wpływem alkoholu i ucieczki z miejsca zdarzenia. Rok temu próbował się ze mną skontaktować i mimo, że minęło 10 lat, nie jestem w stanie mu tego wybaczyć do końca swojego życia - skończył. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam w szoku i jedyne, czego byłam pewna, to nie powinnam w tym momencie mówić Michaelowi o projekcie.
- Ja... Nie wiem, co powiedzieć. Przykro mi...
- Uznałem, że mogę ci zaufać i powinnaś wiedzieć. Teraz twoja kolej. Co chciałaś mi powiedzieć? - spytał patrząc wyczekująco w moją stronę.
- Um... Nic takiego.Właściwie, to już nieważne - odpowiedziałam wysilając się na uśmiech, by Clifford mi uwierzył. Na szczęście nie chciał naciskać i przytulił mnie tak, że utonęłam w jego objęciach.

wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 10

Rzuciłam się w ucieczkę, choć tak na prawdę nie mam pojęcia przed czym się tak broniłam. Przed Michaelem? Czy może przed samą sobą? Biegłam przez pobliski park zalewając się łzami i co chwilę pociągając nosem. Przystanęłam na moment, oparłam się o drzewo i zakryłam twarz dłońmi, chcąc trochę ochłonąć. W co ty się wpakowałaś, Prescott?
Kiedy choć trochę się uspokoiłam, ruszyłam dalej przed siebie. Jednak nie patrzałam na drogę. Nie interesowało mnie to, co jest przede mną... To, czy wpadnę na drzewo, na przypadkową osobę, czy na samochód nie stanowiło dla mnie różnicy. Postanowiłam po prostu uciec od uczuć jakimi darzyłam Michaela. Po drodze niefortunnie wpadłam na jakiegoś przechodnia. Okazał się nim jednak Ashton, który akurat zmierzał w kierunku domu Clifforda. Zachwiałam się próbując złapać równowagę, po czym rzuciłam "przepraszam" i starałam się podążać dalej. Niestety, chłopak widząc mój stan, nie dał mi nigdzie odejść. Złapał mnie za ramiona i od razu zaczął wypytywać, co się stało. Chłopak widząc, że zbiera mi się na płacz, mocno mnie do siebie przytulił. Później był tak upierdliwy, że chcąc, nie chcąc wygadałam się. To znaczy, tak nie do końca... Powiedziałam, że nie mogę być z Michaelem, bo koleżanki nie mają prawa się o tym dowiedzieć. Nie podałam jednak dokładnego powodu. Naściemniałam coś, że chcą mi dogryźć i szukają sensacji, poza tym zniszczą go. Nie mogę uwierzyć w to, jak daleko zaszło moje kłamstwo.
Ashton obiecał nic nikomu nie mówić. Byłam mu wdzięczna, że w tym całym zamieszaniu starał mi się pomagać. Kiedy Nicole była zajęta, to właśnie on odgrywał rolę przyjaciela.
Siedząc na jednej z ławek w parku, zauważyłam, że w pobliżu kręci się napastnik, który nie tak dawno temu mnie zaatakował. Spoglądałam kątem oka na bruneta i starałam się schować twarz za tułowiem Ashtona. Ten spoglądał na mnie rozbawiony.
- Chowasz się przed kimś? - rzucił śmiejąc się z moich poczynań.
- Można tak powiedzieć.
- Niech zgadnę, to pewnie twój były. Albo twoje przyjaciółki - powiedział coraz bardziej rozbawiony blondyn. Spoglądał cały czas w moją stronę, by nie dojrzeć osoby, przed którą się chowałam, przez co jego zgadywanki były dla niego większą zabawą. On w przeciwieństwie do mnie nie traktował tego poważnie. Po chwili napastnik mnie zauważył i zaczął kierować się w naszą stronę. Poprosiłam więc Irwina, by w trybie natychmiastowym odprowadził mnie do domu. Ten spojrzał w stronę ciemnowłosego chłopaka i rzucił mi pytający wzrok.
- Chodzi ci o Marcusa? Nie lubisz go?
- Chwila... Ty go znasz? - spytałam z niedowierzaniem.
- Tak, mieszka w mojej okolicy. Kiedyś grałem z nim w koszykówkę.
- To twój kolega? Ty go na mnie nasłałeś?! - wykrzyczałam tak głośno, że napastnik zaśmiał się pod nosem.
- Oj kochaniutka, nikt mnie na ciebie nie nasyłał - wtrącił brunet, robiąc przy tym ironiczny uśmiech.
- To czego ty ode mnie chcesz?! Jeżeli nadal będziesz mnie prześladował, to pójdę z tym na policję - rzuciłam groźbę napastnikowi. Ashton stanął za mną patrząc na to wszystko z niedowierzaniem.
- Słucham? Kochaniutka, chyba sobie coś uroiłaś. Nigdy nic ci nie zrobiłem. Co najwyżej z tobą flirtowałem, to wszystko - zaśmiał się brunet.
- Nie kłam! Zaatakowałeś mnie!
- Polecam udać się do psychologa, bo ja niestety ci nie pomogę - rzucił napastnik.
- Masz mnie za idiotkę? - miałam już ochotę przywalić temu zarozumiałemu frajerowi, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.
- Chwila... O co tutaj chodzi? - wtrącił niczego nieświadomy Ashton.
- O nic, twoja dziewczyna ma najwyraźniej ze sobą jakieś problemy.
- Po pierwsze, to nie jest moja dziewczyna. Po drugie, uważaj na to, co mówisz - rzucił Ashton, którego ton automatycznie zmienił się na mniej przyjemny.
- Przestań kłamać! Dobrze wiesz, że było dokładnie tak, jak mówię - wykrzyczałam pewnemu siebie brunetowi, lecz po krótkim zastanowieniu dodałam - Zaraz, zaraz... Przecież Michael tam był. Mam świadka - na moje słowa napastnik nerwowo przełknął ślinę.
- Gdzie był Michael? Czemu ja o niczym nie wiem? - spytał zagubiony całą sytuacją Ashton.
- Jakiś czas temu, gdy wracałam do domu, napotkałam tego twojego kolegę. Był prawdopodobnie pod wpływem i zaatakował mnie. W ostatniej chwili zdążyłam uciec. Sytuacja się powtórzyła i gdyby nie Michael, to nie wiem, co by się ze mną stało...
- Niczego mi nie udowodnicie! - napastnik rzucił się w ucieczkę, lecz Ashton szybko zareagował i zdążył go złapać.
- Dzwonię na policję! - rzucił blondyn, szukając w kieszeni komórki i jednocześnie trzymając bruneta za rękę zgiętą na jego plecach tak, żeby nie mógł się ruszyć.
- Okej okej... Powiem ci, co chcesz. Tylko nie mieszaj w to policji, błagam. Mam jeszcze pół roku w zawieszeniu - słyszałam niemal błagalny głos napastnika.
- Powiesz wszystko, czyli co? - spytał blondyn, coraz mocniej zginając rękę Marcusa.
- Dostałem zlecenie, żeby cię trochę nastraszyć i śledzić - chłopak zwrócił się w moim kierunku - Nie chciałem zrobić ci krzywdy, po prostu trochę wypiłem i sami wiecie jak działa alkohol... Miałem po prostu... zniszczyć cię psychicznie - dodał chłopak, któremu najwyraźniej zrobiło się głupio.
- Od kogo dostałeś to zlecenie?! - wykrzyczał Ashton puszczając bruneta i jednocześnie zaciskając pięści, będąc w każdej chwili gotowym na bójkę.
Stałam jak wryta czekając na odpowiedź ze strony napastnika. Spodziewałam się każdej odpowiedzi. Każdej oprócz tej, którą uzyskałam...

niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział 9

Będąc w drodze do czerwonowłosego zastanawiałam się czy Michael pamięta cokolwiek z wczorajszego dnia. Ciągle też dręczyło mnie sumienie, które na każdym kroku przypominało mi o tym jak bardzo źle postępuję. Jednak mimo udręk, nie znalazłam odpowiedzi na pytanie, co powinnam zrobić. Kontynuując to zranię go, gdy tylko prawda wyjdzie na jaw. Przerywając to zranię i jego, i siebie...
Powróciłam na ziemię, gdy zapukałam do drzwi niewielkiego domku jednorodzinnego. Odgarnęłam włosy i wysiliłam się na uśmiech, którym obdarzyłam kobietę otwierającą wrota.
- Dzień dobry, pani jest pewnie mamą Michaela. Mam na imię Brittany, miło mi.
- Och, Brittany! Wreszcie mogę cię poznać. Wejdź proszę - lekko zdezorientowana przekroczyłam próg domu. "Wreszcie mogę cię poznać"? Czy to znaczy, że Michael mówił o mnie?
- Wiele o tobie słyszałam... Przyjaciele Michaela opowiadali mi o nowej dziewczynie mojego syna. Chciałabym, żeby sam mi o tym powiedział, ale rozumiem, że jest trochę zamknięty w sobie.
- Ale ja nie... - chciałam zaprzeczyć nieprawdziwej informacji o naszym związku, lecz kobieta wtrąciła, że spieszy się do pracy. Przytaknęłam i pożegnałam się z mamą Michaela, po czym po cichu weszłam po schodach do pokoju czerwonowłosego. Ujrzałam wtulonego w poduszkę nastolatka, który wyglądał tak niewinnie podczas snu. Już chciałam dać mu pospać, lecz to nie byłabym prawdziwa ja. Odsłoniłam firany wpuszczając do pokoju promienie słoneczne, po czym zabrałam Cliffordowi kołdrę. Oburzony chłopak przymrużył oczy, klnąc coś pod nosem i mamrocząc, że pęka mu łeb.
- Zlituj się kobieto... - mamrotał Clifford.
- Nie ma litości! Zachciało ci się chlać to teraz cierp - odpowiedziałam bardzo poważnym tonem, po czym spojrzałam na czerwonowłosego i automatycznie wybuchnęłam śmiechem i dodałam - widzisz Clifford, tym razem to ja śmieję się z ciebie. Jak się z tym czujesz?
- Tak jak ty podczas okresu - wyszczerzył się skacowany chłopak, na co ja rzuciłam mu w twarz poduszką.
- Um...Michael, pamiętasz może coś z wczorajszego dnia? - spytałam lekko zakłopotana.
- Szczerze mówiąc to pamiętam, że rozwaliłem Calumowi lampę, bo znalazłem u niego w pokoju miecz świetlny i... tak jakoś wyszło.
- A tak poza tym to nic? - spytałam lekko zakłopotana, mając nadzieję, że jednak Michael przypomni sobie o naszym pocałunku.
- Hmm... Pamiętam, że Luke założył się ze mną o stówę... A co najważniejsze, wygrałem ten zakład. Później Steve zarzygał pół łazienki... - spoglądałam na skupionego Michaela z coraz mniejszą nutką nadziei - Och, jeszcze pamiętam, że jakaś zdesperowana laska rzuciła się na mnie w moim własnym pokoju, bo bardzo chciała, żebym ją pocałował - czerwonowłosy spojrzał na mnie, śmiejąc się pod nosem. Czułam motyle w brzuchu i lekkie zakłopotanie. Jednak nie mogłam tego po sobie poznać.
- Pff... Ja byłam zdesperowana? Chyba musimy sobie coś wyjaśnić. Pocałowałam cię tylko dlatego, że wiedziałam jak bardzo o tym marzysz.
- Uważam jednak, że to było twoje marzenie. W końcu ty się na mnie rzuciłaś - odpyskował chłopak.
- Może było mi ciebie żal, że nigdy takiego czegoś nie doświadczyłeś i już nie doświadczysz - Clifford wybuchnął śmiechem i zbliżył się do mnie tak, że dzieliły nas zaledwie milimetry.
- Nadal uważasz, że to nie jest twoje marzenie? Zarumieniłaś się, skarbie - odparł pewny siebie Michael. Rozgryzł mnie. Miałam ochotę powrócić do tamtej chwili i czułam coś, czego nie doświadczyłam nigdy wcześniej. Jednak nie lubię, gdy ktoś ma nade mną przewagę. Odwróciłam głowę i oznajmiłam, że zrobię mu śniadanie. Chwilę zastanawiałam się, co mam dalej robić z tą sytuacją. Zawiesiłam wzrok i rozmyślałam nad wszystkimi plusami i minusami naszej relacji. Przerwał mi to jednak czerwonowłosy, który objął mnie od tyłu w pasie i położył głowę na moim ramieniu. Próbowałam ruszyć się z miejsca, by sięgnąć do szafki po kubek, lecz chłopak uniemożliwił mi to swoim stanowczo zbyt mocnym uściskiem. Starałam wyrwać się z jego objęć, lecz ten tylko zaśmiał się pod nosem i obrócił mną tak, że automatycznie stanęłam na przeciwko niego. Spojrzałam w jego zielone tęczówki i objęłam go na wysokości szyi. Chłopak natomiast cały czas trzymał swoje ręce na mojej talii.
- Przyznaj w końcu, że tego chcesz - powiedział Michael z tym swoim wrednym uśmieszkiem. Nic nie odpowiedziałam. Spoglądałam tylko na usta Clifforda, które z każdą sekundą przybliżały się coraz bardziej. Zamknęłam oczy, czując jak Michael składa mi pocałunki, które po chwili zaczęłam oddawać. W końcu przeszliśmy do dalszego etapu, gdzie nasze języki zaciekle toczyły ze sobą bitwę. Clifford chwycił mnie pod udami i podsadził tak, że oplotłam swoje nogi wokół niego. Chłopak kierował się do swojego pokoju, ani na chwilę nie przerywając namiętnego pocałunku. W końcu weszliśmy na górę, a właściwie zrobił to Clifford, cały czas trzymając mnie na rękach. Położył mnie na swoim łóżku, po czym klęknął nade mną okrakiem. Zaczął całować mnie po szyi, robiąc przy tym gdzie nie gdzie malinki.
- Michael... - jęknęłam, a gdy tylko chłopak zaprzestał swoich czynów, przekręciłam się tak, że tym razem to ja byłam na górze. Usiadłam okrakiem na Cliffordzie, po woli wsuwając mu ręce w spodnie.
- Prescott... - westchnął wyraźnie zadowolony Michael, lecz oburzył się, gdy tylko wyciągnęłam dłonie. Złość mu jednak szybko przeszła, gdyż już po chwili znów złączył nasze usta i całował mnie z ogromną zachłannością. Michael wstał zdejmując swoją koszulkę i rzucając ją gdzieś w kąt, po czym wrócił na miejsce i wsunął swoje dłonie pod moją bluzkę. Błądził po moim ciele, aż w końcu zdecydował się, by po woli zdjąć ze mnie górną część ubrania.
- Michael przestań, to nie ma sensu... - wyrwałam się z objęć chłopaka i spuściłam wzrok.
- O czym ty mówisz?
- To wszystko nie powinno mieć miejsca... Nie powinniśmy. Wybacz - zerwałam się do wyjścia, bo czułam jak do moich oczu napływają łzy.
- Zaczekaj! - krzyknął zdezorientowany licealista, chwytając mnie za nadgarstek.
Michael przez chwilę spoglądał na mnie, lecz ja cały czas miałam wzrok zawieszony gdzieś ku dole. Chłopak jednak delikatnie uniósł mój podbródek, by nasze oczy się spotkały.
- Przepraszam... - wyszeptałam.
- Nie przepraszaj. Powiedz mi tylko, że to wszystko faktycznie nie miało sensu i nic nie znaczyło - tkwiłam chwilę w ciszy, próbując wymyślić coś, dzięki czemu zakończę to bezboleśnie, jednak takiego rozwiązania nie było.
- To nie miało sensu... - chłopak posmutniał, lecz nadal czekał na dalszą odpowiedź z nadzieją, że powiem, że miało to dla mnie znaczenie. Wtedy jednak nie dałby mi spokoju... Dokończyłam więc - I dla mnie to nie miało żadnego znaczenia... - rzucając te bolesne dla nas obojga słowa wybiegłam z domu zalewając się łzami.