Przez dłuższy czas razem z Ashtonem słuchaliśmy monologu Hemmingsa, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Nie mam pojęcia, czy był to skutek alkoholu, czy faktycznie Luke był tak niesamowicie zabawny. Jednak myślę że i jedno, i drugie.
- I jak wam idzie? - wtrącił nagle Irwin.
- Co? - spytałam wyraźnie zaskoczona pytaniem i przerażona powracającą myślą o projekcie.
- No, tobie i Michaelowi. Jesteście przyjaciółmi, tak?
- Tak, chyba tak - odpowiedziałam niepewnie, bo szczerze to nie miałam zielonego pojęcia w jakiej znajdujemy się relacji. Jednakże ulżyło mi, że tylko o to chciał zapytać przyjaciel Clifforda.
- Swoją drogą, gdzie on jest? - spytał Ash rozglądając się wokół siebie,
- I gdzie jest Calum? Powierzyłam mu opiekę nad Nicole.
- Ach, właśnie. Miałem ci przekazać, że Nicole ma się dobrze - chłopak zaśmiał się pod nosem.
- Co masz na myśli?
- Poszli się całować do sypialni. To ostatnie, co widziałem i uwierz mi, nie chciałabyś być na miejscu moich oczu.
- Słucham? Idę po Nicole! - wykrzyczałam zaniepokojona. W końcu nie znałam Caluma na tyle dobrze. Nie chciałam, żeby jakiś napaleniec pochłonął ją żywcem.
- Hej, spokojnie! - zaśmiał się Ash - nic jej nie będzie. Calum nie posuwa się tak daleko, jak uważasz.
Jednak nie miałam pewności, co do zapewnień Irwina. Postanowiłam sama to sprawdzić. Pognałam w tłum tańczących, a wręcz przepychających się ludzi. Mówienie "przepraszam" nie docierało do nikogo. Ludzie byli zbyt pijani lub zbyt zajęci sobą, by dostrzec chcącą przejść przez tłum dziewczynę. Nie pozostało mi nic innego jak przedrzeć się siłą. Kilka osób przeklinało pod nosem, jak to właśnie psuję im zabawę, inni w ogóle nie zwracali na to uwagi. Ale znaleźli się i tacy, którym się to spodobało. Jeden z nastolatków objął mnie w pasie i zaczął tańczyć w rytm muzyki. Czułam wstręt i obrzydzenie do osoby, która bezczelnie próbowała mnie poderwać.
- Bolało jak spadłaś z nieba? - spytał ledwo trzymający się na nogach blondyn. Takiego tekstu na podryw nie słyszałam od czasu mojej pierwszej imprezy.
- Nie, nie bolało, ale jak mnie nie puścisz, to zaraz zaboli ciebie.
- Niegrzeczna, lubię takie.
Korzystając z tego, że chłopak był nieźle wstawiony, wbiłam moją piętę w jego stopę i wyrwałam się z uścisku. Wyleciałam z tłumu jak poparzona, tym samym wpadając na kogoś stojącego na uboczu.
- Spokojnie, bo następnym razem cię nie złapię - zaśmiał się Michael. Na jego widok odetchnęłam z ulgą. Złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę najbliższego pokoju, jeszcze nieopanowanego przez tłum nietrzeźwych nastolatków.
- Michael, gdzie ty byłeś?
- A co, stęskniłaś się za mną? - spytał czerwonowłosy, powoli się do mnie zbliżając.
- Nie mam ochoty na żarty... Ashton cię szukał, Luke się upił i siedzi obrażony, Calum zniknął gdzieś z Nicole, a w dodatku jakiemuś oblechowi zachciało się ze mną tańczyć - mówiłam szybko i bez wytchnienia.
Michael w ogóle nie zwracał uwagi na to, co mówię. Co chwilę tylko się uśmiechał i przytakiwał przysuwając się do mnie. No tak, gdzie mógł być Michael na imprezie... Chłopak zdążył się porządnie upić. Pięknie! Teraz mogę liczyć tylko na Ashtona, który w tym momencie był najmniej pijany.
Chwyciłam czerwonowłosego ponownie za nadgarstek, lecz ten oburzony nie dał się nigdzie wyprowadzić. Głośno westchnęłam i czekałam na odpowiedź ze strony Clifforda. Ten chwycił mnie za dłoń i splótł nasze ręce.
- No, teraz możemy iść - powiedział uśmiechnięty i dumny z siebie Michael. Ponownie westchnęłam, ale nie protestowałam. Przeciskaliśmy się przez tłum tańczących nastolatków. Oczywiście nie obyłoby się bez Clifforda proszącego mnie do tańca. Po mojej odmowie, jego mina posmutniała. Nie miałam ochoty oglądać kocich ruchów pijanego czerwonowłosego w momencie, gdy miałam znaleźć Ashtona - moją jedyną deskę ratunku. Chwilę później byliśmy na ogrodzie, gdzie Irwin nadal miał ubaw z pijanego Hemmingsa. Zobaczywszy nas razem trzymających się za ręce na chwilę spoważniał, lecz Michael musiał palnąć coś bardzo głupiego, bo już po chwili Ash zwijał się ze śmiechu. Obrażony Clifford postanowił zobaczyć, co u swojego siedzącego na trawie przyjaciela. Chcąc się pochylić, ale nie utrzymał równowagi i wylądował na blondynie. Oboje leżeli na trawniku jak foki, nawet nie myśląc o tym, żeby wstać. Próbowałam zachować powagę, lecz niedługo potem leżałam już ze śmiechu. Irwin robił zdjęcia i kręcił filmiki na snapchata, by zostawić pamiątkę przyjaciołom.
Po chwili obok mnie pojawił się Calum z Nicole. Wow, długo kazali na siebie czekać. Para była nieco zdezorientowana widokiem leżących na sobie przyjaciół i naszej dwójki śmiejącej się tak głośno, że prawdopodobnie przegłuszaliśmy muzykę.
Niestety nasz humor popsuł dźwięk syren policyjnych. Spojrzałam na zegarek - grubo po północy. No tak, cisza nocna, a nas słychać na całym osiedlu.
Calum pobiegł "wygonić" ze swojego mieszkania przybyłych gości, a Nicole zabrała się za ściszenie muzyki. Zaś ja z Ashtonem postanowiliśmy ukryć gdzieś te dwie pijane foki. Po chwili policja zapukała do drzwi.
- Dzień dobry, dostaliśmy zgłoszenie o zakłócaniu spokoju mieszkańców - poinformował jeden z policjantów.
- Oczywiście, przepraszam. Urządziliśmy małą domówkę z przyjaciółmi i nie zauważyliśmy, że już tak późno - odrzekł grzecznie Calum, na co Ash zaśmiał się pod nosem.
- Dobrze, dziś dostaje pan upomnienie - powiedział starszy aspirant. Calum podziękował i odprowadził policjantów do wyjścia, po drodze zapewniając ich, że więcej się to nie powtórzy. Gdy mężczyźni wyszli, wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Przez dłuższy czas pomagaliśmy Calumowi choć trochę ogarnąć dom po imprezie, w przeciwieństwie do Clifforda i Hemmingsa, którzy w tym momencie spali sobie wygodnie w pokoju Caluma.
Zamówiliśmy taksówkę i pożegnaliśmy się z brunetem. Postanowiliśmy, że najpierw podjedziemy pod mój dom, a Nicole zostanie u mnie na noc, jak z resztą powiedziała swoim rodzicom, by ci nie wiedzieli o imprezie. Moi rodzice zaś są cały weekend na wykładach w Melbourne, więc nikt o niczym się nie dowie. Ashton wziął tych dwóch pajaców na siebie i odwiózł obu po kolei bezpiecznie do domu.
Przez kolejne kilka godzin słuchałam o Nicole i Calumie. Cieszyłam się, że wreszcie zostali parą.
Przyjaciółka oznajmiła mi, że o poranku widzi się z brunetem, ja zaś postanowiłam zobaczyć, co u Michaela. W końcu kac morderca nie ma serca.
poniedziałek, 27 czerwca 2016
piątek, 24 czerwca 2016
Rozdział 7
- Co cię tak
zainteresowało Prescott? - w tym momencie aż podskoczyłam ze strachu. Przez
tego idiotę dostanę zawału serca!
- A nic... Tak tylko
się rozglądam...
- Calum do mnie
dzwonił - poinformował mnie czerwonowłosy.
- I jak sobie radzi
z Nicole? - spytałam zaciekawiona.
-
Chyba dobrze, bo ten idiota cieszył się z każdego wypowiedzianego przeze mnie
słowa. Powiedziałem mu, że ktoś miał kaprys, przez co trochę się spóźnimy.
- Kaprys?!
Przypominam ci, że wywiozłeś mnie w jakieś krzaki i wrzuciłeś do wody!
- Oj, spokojnie, bo
ciśnienie ci podskoczy. Trochę więcej luzu kotku.
- Kotku? Czy ty nie
pozwalasz sobie na zbyt wiele? - skrzyżowałam ręce na piersi i ponagliłam
chłopaka za te jego pieszczotliwe zwroty. Nienawidzę, gdy ktoś używa tego
ironicznie.
- No dobrze, nie
fochaj się. Zaraz pojedziemy na imprezę i się wyluzujesz, bo tak to ja z tobą
nie wytrzymam.
- Ja jestem
wyluzowana!
- Tak?
- na to pytanie przytaknęłam i dalej obserwowałam ruchy Michaela. Chłopak
wszedł do kuchni i otworzył lodówkę. Wyciągnął z niej
puszkę piwa.
- Skoro jesteś taka
wyluzowana, to może się napijesz? - spytał chłopak z tym swoim głupim
uśmieszkiem.
- Chyba żartujesz!
Nie będę tego piła - ponownie skrzyżowałam ręce, na co Clifford zaśmiał się pod
nosem.
- Oj
Prescott, ty sztywniaro. Ale spokojnie... Ja tylko sprawdzam twoją czujność.
Przecież nikt ci nie każe tego pić - Michael miał już chować piwo do lodówki, lecz ja wpadłam na "genialny"
pomysł i postanowiłam wyrwać mu puszkę z ręki i pokazać, że nie jestem tym, za
kogo on mnie uważa. Wzięłam jeden łyk. Za nim brałam kolejne i kolejne, aż w
końcu wypiłam całą zawartość.
- Zadowolony? -
spytałam retorycznie. Oczywiście, że był zadowolony, bo przez cały czas gapił
się z niedowierzaniem i zacieszem na twarzy.
- No, nieźle
Prescott. A teraz odkupujesz mi piwo.
- Chyba szczęście
cię opuściło! - odparłam broniąc swojego honoru.
Michael
zbliżył się do mnie, wziął puszkę po piwie i wyrzucił ją gdzieś za siebie, po
czym zaczął mnie łaskotać po żebrach. Oczywiście musiał wybrać miejsce, w którym mam największe łaskotki. Śmiałam się tak
głośno, że pewnie słyszeli mnie sąsiedzi Michaela. W przerwach na oddech
błagałam, żeby chłopak przestał, bo położę się ze śmiechu. Jednak ten nie
ustępował. Próbowałam uciec, lecz zdążyłam dobiec tylko
do kanapy, na której zaraz leżałam płacząc ze śmiechu.
Michael jedną ręką mnie łaskotał, a drugą podpierał się i jednocześnie trzymał
moje ręce, by miał nade mną przewagę. Rzucałam się na wszystkie strony, aż w
końcu kolanem trafiłam w rękę Michaela. Chłopak stracił podparcie i wylądował
tuż nad moją twarzą. Momentalnie zaprzestał swoich czynów. Przez kilka sekund patrzeliśmy sobie w oczy. Widziałam błyszczące,
ciemnozielone tęczówki z wielkimi
źrenicami. Czułam przyspieszone bicie serca i ciepły oddech, który powoli zaczął kierować się ku moim wargom.
Poczułam przyjemne ciepło w brzuchu i wewnętrzny głos mówiący,
że tego właśnie pragnę. Dzieliły nas zaledwie milimetry.
Odchrząknęłam.
-
Myślisz, że moje ciuchy już wyschły? - spytałam lekko się odchylając. Michael
powrócił do rzeczywistości i szybko zerwał się z
miejsca.
- Tak,
myślę, że tak. To ja po nie pójdę...
- odparł niepewnie Michael. Ponagliłam siebie za to, że nie pozwoliłam mu
działać, że nie dałam chwili trwać wiecznie. Poszłam
więc za chłopakiem, żeby wyjaśnić to zajście i jednocześnie zabrać swoje
rzeczy. Zauważyłam, że Michael był zakłopotany. Zawiesił wzrok na oknie i
obserwował drzewo sąsiadów. Stanęłam więc za nim i
zaczęłam rozmowę nieco ściszonym tonem.
-
Michael, możemy pogadać? - chłopak odwrócił się w moją
stronę i przytaknął.
Nie wiedziałam od
czego zacząć. Czy powiedzieć, że chciałam, ale nie mogłam, czy że po prostu
jestem głupia, a może że nie powinniśmy...
-
Przepraszam, to nie powinno mieć miejsca - zaczął chłopak. Wtedy to uczucie wróciło. Czułam dziwne ciepło i chęć
przywiązania. Podeszłam więc dwa kroki do przodu i spojrzałam w oczy Michaela.
- Masz
rację. Ale czym byłoby życie bez nieplanowanych działań? - po tych słowach
rzuciłam się na chłopaka łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku. Czułam się
jak w siódmym niebie. Jakbym
oderwała się od ziemi i nagle nauczyła latać. Jakbym była we wszystkich
miejscach na świecie w tym samym czasie. Jakbym po prostu była zakochana. I
właśnie to chyba się stało. Uczucie, przed którym tak bardzo się broniłam urodziło się we mnie. Niemożliwe stało się
możliwe. Wodziłam za ruchami Michaela, pozwoliłam mu dominować. Odwzorowywałam
każde jego poczynanie. Nie mogliśmy przestać. To uczucie nas pochłonęło.
Niestety nic nie trwa wiecznie. Tę cudowną chwilę postanowił przerwać dźwięk
komórki Michaela. Momentalnie
odkleiliśmy się od siebie, nie ukrywając swojego niezadowolenia. Kto mógł nam przerwać? Oczywiście nikt inny jak Calum.
- Ty
idioto, zdajesz sobie sprawę jak bardzo mi przeszkadzasz? - wybuchnął oburzony
Michael. Pokazałam gestem ręki, żeby nic nie mówił. Nie chciałam, żeby to się rozeszło, a zwłaszcza, żeby trafiło do
moich przyjaciółek, które tylko na
to czekają.
- Dobra, już
jedziemy - zakończył chłopak, po czym spojrzał się w moją stronę.
Lekko
uśmiechnęłam się w jego stronę, czekając na jakąkolwiek jego reakcję. Ten nic
nie mówiąc odwzajemnił uśmiech i podał mi leżące obok
moje suche ubrania. Chłopak oznajmił, że poczeka przed domem, bo musi
wyprowadzić motor. Przytaknęłam i zamknęłam za nim drzwi, by być pewna, że tym
razem nie podgląda. Zdjęłam więc koszulę i włożyłam przetarte spodnie oraz
krótką białą bluzkę. Zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę i spojrzałam przez
okno. Zawiesiłam wzrok na uśmiechniętym Michaelu, który
opierał się o swoją maszynę.
Wszystko
cudownie, tylko nasuwa się jedno pytanie... Co teraz będzie? Przecież to
właśnie miała być część projektu. Przyjaciólki nie mogą się dowiedzieć, bo wszystko się wyda, a wtedy Michael mi nie
wybaczy. Muszę zrezygnować z projektu. Nie potrafię dalej w to brnąć. Naprawdę
polubiłam Michaela i nie chcę go stracić.
Po
chwili zeszłam na dół, gdzie założyłam buty i wyszłam z domu Clifforda.
Chłopak
odwrócił się w moją stronę i
szeroko uśmiechnął. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Byłaś całkiem
niezła, Prescott - odparł czerwonowłosy.
-
Niezła? No błagam, założę się, że to najlepsze, co cię w życiu spotkało -
zaśmiałam się pod nosem, lecz ten nie zareagował. Miał tak dobry humor, że nic
nie było w stanie mu go popsuć. Michael odpalił silnik, a ja objęłam go w
pasie. Po kilkunastu minutach byliśmy już pod domem Caluma. Głośną muzykę było
słychać już dwie przecznice stąd. Weszliśmy do środka i staraliśmy się odnaleźć
jedną z dwójki naszych gołąbków, lecz nie było to łatwe. W środku znajdowała
się połowa naszej szkoły. Co druga osoba była już pijana. Przebijałam się przez
tłum tańczących licealistów. Przez
przypadek wpadłam na Ashtona, który uśmiechnął się na mój
widok. Złapał mnie za nadgarstek i przeciągnął przez ten tłum. Puścił mnie
dopiero wtedy, gdy byliśmy już na nieco spokojniejszym ogrodzie.
- Gdzie jest
Michael? - spytał mnie dużo wyższy ode mnie chłopak.
- Nie mam pojęcia,
musiałam go zgubić gdzieś w tłumie - odparłam rozglądając się dookoła.
Czułam
się dość nieswojo, gdy w pobliżu nie było ani Michaela, ani Nicole. Ashton od
razu zauważył moje zaniepokojenie i zaproponował drinka. Za pierwszym razem odmówiłam, lecz chłopak nie dał za wygraną. No więc nie
mogłam mu odmówić. Chłopak minutę później pojawił się z dwoma szklankami z
alkoholem. Wzięłam łyka, a za nim brałam kolejne, aż w końcu opróżniłam
naczynie. Po chwili do naszego towarzystwa dołączył się Luke. Ashton wybuchnął
śmiechem na widok ledwo trzymającego się na nogach chłopaka z trzema malinkami
na szyi.
- Stary, kto cię tak
załatwił? - wydukał Ashton nie mogąc przestać się śmiać.
- Miłość mojego
życia... Była taka piękna... I miała tak cudowne imię...
- Tak, jakie? -
przerwał mu Ashton.
- Umm... No, nie
pamiętam, ale czy to takie istotne? - po słowach Luke'a oboje wybuchnęliśmy
śmiechem.
Luke
strzelił focha i usiadł na trawie odwrócony tyłem do nas.
poniedziałek, 20 czerwca 2016
Rozdział 6
- Brittany! Czy ty
mnie w ogóle słuchasz? - oburzyła się Nicole. Spojrzałam na nią przepraszającym
wzrokiem.
- No więc... Dzisiaj
wieczorem jest impreza - zaczęła brunetka.
- I co w tym takiego
niezwykłego? Co tydzień ktoś organizuje imprezy...
- To, że jest ona u
Caluma! - w tym momencie poczułam jak pękają mi bębenki.
- Rozumiem, że
chcesz się na nią wybrać.
- MY
chcemy - wtrąciła przyjaciółka.
- Chyba nie myślisz,
że...
-
Prooooooszę Britt - Nicole złożyła ręce jak do modlitwy i zrobiła duże, smutne
oczy. No, nie mogłam jej odmówić.
- Ech,
no dobrze... - po chwili widziałam przed sobą skaczącą jak małpa przyjaciółkę. Zaśmiałam się pod nosem.
Jeżeli
chodzi o Caluma, to Nicole dałaby za niego się pociąć. Jestem z nią najbliżej,
jeżeli chodzi o naszą paczkę. Znamy się od dzieciństwa i rozumiemy jak nikt,
dlatego jeśli chodzi o crusha, to nie zwraca się ona do nikogo innego, jak do
mnie. Po prostu nie jestem w stanie jej odmówić i
jestem pewna, że dla mnie zrobiłaby to samo.
No cóż, czyli wieczór mam już zaplanowany. Nie
narzekam na tego typu formy spędzania czasu. Wolę to niż samotne siedzenie w
domu i gapienie się w sufit.
Piątkowe
lekcje przeminęły mi dość szybko. Żadnych sprawdzianów, żadnych kartkówek.
Totalny luz! Bardzo mnie ucieszył ten fakt.
Z
uśmiechem na twarzy zeszłam na parter, gdzie znajdowała się moja szafka.
Otworzyłam drzwiczki i wyciągnęłam szary płaszcz, który od razu na siebie nałożyłam. Zamykając szafkę omal nie dostałam
zawału.
- Hej Prescott! -
przywitał mnie Clifford z tym swoim głupim uśmieszkiem na twarzy.
- Wystraszyłeś mnie!
- Oj nie marudź.
Idziesz dzisiaj na imprezę do Caluma?
- No nie wiem...
Może tak, może nie - podpuszczałam Michael'a.
- Przyjadę po ciebie
o 17 - dodał, po czym zaczął się oddalać.
- Ej! Ja idę z
Nicole! - krzyknęłam przez korytarz doganiając go.
- No, to powiesz jej,
że spotkacie się na miejscu. Albo mam lepszy pomysł... Wyślę po nią Caluma -
zaśmiał się czerwonowłosy.
- Nie wiem czy to
jest dobry pomysł...
- Oj Prescott...
Przecież wiem, że on jej się podoba. Wszyscy o tym wiedzą. Poza tym... -
chłopak ściszył ton i nadstawił się do mojego ucha - ona jemu też się podoba.
-
Naprawdę? Człowieku ty mi życie ratujesz! - w sumie może to dobry pomysł. Calum
i Nicole spędziliby trochę czasu, a ja miałabym podwózkę
i towarzystwo. Dlatego też się zgodziłam.
Bezpiecznie
wróciłam do domu i otworzyłam szafę, by wybrać coś odpowiedniego na imprezę.
Wyciągnęłam szerokie, podarte dżinsy i krótką białą
bluzkę na ramiączkach odkrywającą brzuch. Na wierzch nałożyłam skórzaną kurtkę.
Włosy pozostawiłam w totalnym nieładzie, rozpuszczone, nieułożone. Gdyż miałam
niewiele czasu, nie bawiłam się już w nakładanie tony makijażu. Postanowiłam
tylko nałożyć tusz do rzęs i pomalować usta na bladoczerwony kolor. Na nogi
nałożyłam czarne botki z ćwiekami, które idealnie współgrały z górną częścią stroju. Gdy dochodziła już 17, chwyciłam
komórkę i klucze oraz wyszłam na zewnątrz wypatrywać Clifforda. Długo nie
czekałam, gdyż zjawił się po 2 minutach na swoim czarnym motorze triumph
thruxton 900. Maszyna niczym z filmu "3 metry nad niebem". Bez
wahania usiadłam na motorze, bo zawsze chciałam się takim przejechać. Już
miałam chwycić Clifforda, lecz w ostatnim momencie się zawahałam.
- Umm... Myślisz
że... - nie zdążyłam dokończyć, gdy Michael wtrącił:
- Oj,
nie bój się Prescott - podniósł swoją skórzaną kurtkę - złap się i trzymaj mocno.
Uśmiechnęłam się na
samą myśl o adrenalinie, jaka miała mnie za chwilę spotkać. Objęłam
czerwonowłosego, a kilka sekund potem usłyszałam warkot silnika. Moje włosy
rozwiewały we wszystkie strony, serce biło mi jak szalone, a ja czułam, że
jakbym tylko puściła chłopaka, to z pewnością odfrunęłabym od nadmiaru
prędkości.
Zamknęłam oczy i
smakowałam wdychanego przeze mnie powietrza. W pewnym momencie poczułam jak
motor stanął w miejscu. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po okolicy.
- Gdzie jesteśmy? To
nie jest dom Caluma - odparłam lekko wystraszona.
- Brawo,
spostrzegawcza jesteś. Do imprezy mamy jeszcze godzinę, dlatego postanowiłem
cię uprowadzić i zostawić w lesie.
- Bardzo śmieszne...
- Śmieszna to była
twoja mina jak zobaczyłaś, że gdzieś cię wywiozłem - Michael zaśmiał się pod
nosem i zszedł z motoru. Postanowiłam zrobić to samo, gdyż byłam ciekawa, co
ten idiota wymyślił.
Byliśmy
na jakiejś polanie. Wszędzie dookoła były drzewa i krzaki. Żadnej żywej duszy.
Zastanawiałam się czy Michael to nie jest przypadkiem jakiś pedofil, który pragnie mojego dziewictwa. Co najgorsze -
utwierdzał mnie w tym przekonaniu każąc iść prosto w gąszcz krzaków. Po chwili wędrówki i obrywaniu liśćmi po twarzy dotarliśmy na miejsce, a przynajmniej na
skraj wędrówki. Przed sobą
ujrzałam ogromne jezioro z niewielkim drewnianym pomostem. Obróciłam się za siebie, by spojrzeć na Clifforda. Niestety jego tam
nie było.
-
Michael! - nawoływałam chłopaka. Nie ukrywam, że byłam przerażona. Nie czułam
się bezpiecznie, a całe moje ciało przeszył strach. Oglądałam się dookoła
siebie, by wzrokiem wyszukać czerwonowłosego. Niestety po nim ani śladu. No
pięknie! Zostawiłam telefon w torebce, która oczywiście jest razem z motorem. Chciałam już szukać wyjścia, gdy
nagle coś objęło mnie w pasie i uniosło nad ziemię. Zaczęłam krzyczeć w
niebogłosy.
- Spokojnie
Prescott, to tylko ja - zaśmiał się Michael.
- Ty idioto puść
mnie!
- Oj nieładnie tak
się odzywać. Za karę będę musiał cię wrzucić do wody.
- Odbiło ci?
Najpierw zostawiasz mnie na jakimś odludziu i omal zawału przez ciebie nie
dostaję, a teraz chcesz żebym dostała zapalenia płuc? - wykrzyczałam
chłopakowi.
- Oj dobrze,
przepraszam. Ale ty musisz też przeprosić mnie za to, że nazwałaś mnie idiotą.
- Chyba śnisz!
- W
takim razie... - Michael z ogromnym bananem na twarzy wziął rozbieg i wskoczył
razem ze mną do jeziora. Nie sądziłam, że ten idiota mówi poważnie.
Wściekła i mokra
wyszłam z wody, żeby wypłukać ubrania od nadmiaru wody. Byłam pewna, że mam na
twarzy rozmazany tusz, a moja biała koszulka stała się przezroczysta. Michael
wyszedł tuż za mną ciągle się śmiejąc.
- Jesteś idiotą! -
wykrzyknęłam chłopakowi i ruszyłam dalej przed siebie.
- Spokojnie
złośnico. Okres masz?
- Nie denerwuj mnie
- wymamrotałam przez zaciśnięte zęby.
Odwróciłam się w stronę Clifforda. Niestety to nie był najlepszy pomysł.
Po chwili widziałam jak Michael się śmieje, a właściwie rży. Oburzona walnęłam
go w ramię. Ten tylko złapał się za brzuch, nie mogąc powstrzymać od śmiechu.
Skrzyżowałam ręce i spojrzałam na chłopaka z oburzeniem.
- Śmieszy cię to? -
spytałam ironicznie. Nie ukrywałam swojej złości.
- Nawet nie wiesz
jak bardzo - odpowiedział na chwilę przerywając śmiech.
- Jestem mokra, mam
rozmazany makijaż i jest mi zimno. Co w tym takiego śmiesznego?
- To, że
wyglądasz... Yhm - odchrząknął Michael, zanim zdążył powiedzieć o jedno słowo
za dużo. Momentalnie spoważniał, choć nie do końca, bo cały czas miał banana na
twarzy.
- Mieszkam kilka
minut drogi stąd. Wysuszysz się i ogarniesz makijaż, marudo - Michael wskazał
mi drogę gestem ręki. Nic mu nie odpowiedziałam, tylko wściekła ruszyłam przed
siebie.
Kilka
minut później podjechaliśmy pod niewielki domek
jednorodzinny. Clifford otworzył bramę i przepuścił mnie do środka.
Czekałam aż chłopak
wprowadzi motor na posesję i zamknie za sobą bramę.
- Nie
ma twoich rodziców? - spytałam
wyraźnie zaciekawiona.
- Mama jest w pracy
do wieczora, a ojciec... Nie ma go w domu.
- A gdzie jest? -
zadałam nikomu niepotrzebne w tym momencie pytanie.
- Nieważne! Co ci do
tego Prescott? Pilnuj własnego tyłka! - Michael otworzył drzwi i niemal wbiegł
do środka, tym razem mnie nie przepuszczając. Ponagliłam siebie w myślach za
niewyparzony język i powoli weszłam, zamykając za sobą drzwi.
Nie ukrywam, że
zaciekawiło mnie dlaczego Michael tak agresywnie zareagował na moje pytanie
dotyczące jego ojca. Mimo to postanowiłam nie drążyć tematu, przynajmniej na
razie.
- Przepraszam -
wymamrotałam kładąc dłoń na ramieniu Clifforda.
- W porządku. To ja
przepraszam, że się uniosłem - Michael spojrzał na mnie lekko się uśmiechając.
Czerwonowłosy zaprowadził mnie do swojego pokoju, gdzie otworzył szafę i wyjął
czerwoną koszulę w kratkę, po czym zaproponował, że poczeka na korytarzu, aż się
przebiorę. Zdjęłam mokry top i obróciłam się by chwycić koszulę Clifforda. Moim
oczom ukazał się oparty o framugę i wpatrzony we mnie chłopak z głupim
uśmieszkiem na twarzy.
- Ej!
Wynocha! - krzyknęłam zamykając mu drzwi przed nosem. Szybko zapięłam koszulę,
która okazała się tak duża, że
sięgała mi prawie do kolan. Zdjęłam więc jeszcze spodnie i otworzyłam drzwi, po
czym rzuciłam mokrymi rzeczami Cliffordowi w twarz.
- Grzmociłbym cię
jak burza samotne drzewko - powiedział Michael, na co ja wybuchnęłam śmiechem.
- Przypominam ci, że
masz już niewiele czasu na wysuszenie moich rzeczy przez imprezą - uśmiechnęłam
się ironicznie, po czym zeszłam po schodach do kuchni. Całkowicie rozgościłam
się w domu Michaela i pozwoliłam sobie zrobić herbatę i rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Na kominku widniały ramki ze zdjęciami. Mały Michael buszujący w zbożu.
Clifford siedzący z prezentami pod choinką. Niecodzienny widok, lecz nie to
zaciekawiło mnie najbardziej. W tle stało zdjęcie z 3 osobami. Zgaduję, że było
ono robione sporo czasu temu, bo Michael miał tu z jakieś 8 lat. Obejmował on
wielkiego labradora, a nad nim stała uśmiechnięta para. Założę się, że to
właśnie jego rodzice. Tylko dlaczego tak zareagował na wiadomość o ojcu? Co
takiego wydarzyło się w życiu Michaela?
poniedziałek, 13 czerwca 2016
Rozdział 5
Kolejny rutynowy dzień w szkole, ach jak cudownie... Lecz tym razem coś mnie zaniepokoiło. Mianowicie Hemmings i jego wzrok wlepiony w moją osobę. Nie było to jednak przyjemne. Jego oczy mówiły uważaj, bo marnie skończysz. Postanowiłam więc dowiedzieć się, o co mu chodzi. Idąc korytarzem usłyszałam rozmowę Lucasa i Ashtona na mój temat.
- Mówię ci, ta cała Brittany coś kombinuje - szeptał Hemmings, lecz robił to na tyle głośno, że bez problemu rejestrowałam każde wypowiedziane przez niego słowo.
- Nie uważasz, że trochę przesadzasz? Moim zdaniem ona jest w porządku - bronił mnie Irwin.
- Ja jej nie ufam... Jeszcze wszyscy się przekonacie, że mam rację.
- Nie dramatyzuj. Może faktycznie się polubili?
- No tak, przecież można zmienić nastawienie i pokochać kogoś z dnia na dzień... - upierał się Luke.
- Nastawienie zawsze można zmienić, a przecież nikt tu nie mówi o miłości. Myślisz, że Michael nie może się zaprzyjaźnić z Britt? Ja im kibicuję!
- Zrozum, nie chcę kolejny raz widzieć Michaela w takim stanie emocjonalnym, jak wtedy, gdy opowiadał nam o swoim ojcu - po wypowiedzianych przez Hemmingsa słowach, coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że nie mogę pozwolić, by Michael przeze mnie cierpiał. Obróciłam się za siebie i ruszyłam w głąb korytarza, by znaleźć Nicole. Tylko ona jedna może mnie zrozumieć. Niestety jedyną osobą, którą znalazłam była Tiffany. No trudno, musiałam spróbować.
- Słuchaj, jest sprawa... Chodzi o projekt - zaczęłam - Czy jest szansa, żeby zmienić temat?
- A coś się stało?
- Nie, tylko... To się nie uda.
- Tylko nie mów, że jest coś między tobą i Michaelem - zaśmiała się przyjaciółka.
No tak, nie mogłam liczyć na zrozumienie z jej strony. Postanowiłam więc szybko zaprzeczyć i wysilić się na sztuczny uśmiech. Skoro dziewczyny nie zmienią tematyki projektu dobrowolnie, to będzie trzeba zrobić tak, żeby sama została zmieniona i nikt nie będzie miał nic do gadania. Teraz najważniejsze, żeby jak najbardziej odsunąć się od "przyjaciółek", o ile tak mogę je nazwać i udawać, że relacja między mną i Michaelem jest obojętna.
Przez resztę lekcji czułam na sobie wzrok przyjaciół Clifforda, co już mnie nie dziwiło. Po wyczekiwanym ostatnim dzwonku , jak najszybciej wyszłam z sali. Pospiesznie skierowałam się w stronę szafki. W oddali ujrzałam Clifforda rozmawiającego z Calumem. Miałam zamiar do niego podejść, lecz po drugiej stronie korytarza dostrzegłam Tiffany. Chwyciłam więc za płaszcz i wymijając całą trójkę pognałam do wyjścia. Ruszyłam nie oglądając się za siebie. Jednak coś mnie zatrzymało. Tym czymś, a właściwie kimś była osoba nawołująca moje imię. Odwróciłam się i Bogu dzięki ujrzałam Nicole. Musiała chyba za mną biec, bo przez chwilę głośno dyszała i opierała dłonie na kolanach.
- Ile można cię wołać? - wykrzyczała oburzona brunetka.
- Wybacz, nie słyszałam...
- Co się stało? I nie mów mi, że nic, bo znam cię nie od wczoraj - przyjaciółka spojrzała na mnie zmartwiona. Fakt, znamy się już sporo czasu i zawsze możemy na siebie liczyć. Nie wiedziałam jednak, czy Nicole zrozumie to, czego Tiffany nie potrafiła zrozumieć.
Przez chwilę tkwiłam w ciszy i błądziłam wzrokiem po chodniku.
- Rozumiem, powiesz mi później - uśmiechnęła się przyjaciółka - w takim razie idziemy się rozerwać - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- Mam ochotę na wyżycie się biedną kulą do kręgli. Co ty na to? - zaśmiała się brunetka, oczekując na moją reakcję. Nicole jak zawsze trafiła bezbłędnie. Potrzebowałam wyładować emocje, a kręgle to idealny pomysł. Uśmiechnęłam się do brunetki i mocno ją przytuliłam. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszej przyjaciółki. Teraz mam pewność, że tylko ona może mnie wyciągnąć z tego całego bagna. Po drodze na kręgielnię przyjaciółka opowiadała o tym samym, co zawsze, czyli o swoim wymarzonym chłopaku o azjatyckiej urodzie. Od razu widać, że jest zakochana po uszy i może właśnie to pomoże jej zrozumieć moją sytuację.
Kilkanaście minut później całkowicie oderwałam się od rzeczywistości. Żartowałam, śmiałam się, odreagowywałam ostatnie kilka tygodni. Tak bardzo tego potrzebowałam. Prawie zapomniałam o szczerej rozmowie z Nicole, a co ważniejsze o problemach z tym związanych. Na ziemię przywrócił mnie dźwięk zamykanych drzwi, a konkretnie osoby, które ten odgłos rozpowszechniły. Obróciłam się, by kątem oka dostrzec, czy może ktoś ze znajomych zaszczycił nas swoją obecnością. Mój radosny wyraz twarzy zmienił się natychmiastowo w bardziej ponury po ujrzeniu przybyłych gości. Przy barze spostrzegłam czwórkę nastolatków. Byli odwróceni tyłem do nas, lecz doskonale rozpoznałam burzę czerwonych włosów.
- Britt? Dlaczego nie grasz? Co się stało? - spytała zatroskana Nicole. Chciałam jej odpowiedzieć cokolwiek, lecz nie mogłam z siebie nic wydusić. Spoglądałam tylko raz na Nicole, raz na Michaela. Czułam się jakby odjęło mi mowę. Myśli plątały mi się w głowie, a ja zupełnie nie wiedziałam od czego zacząć, jak dobrać słowa. Wzięłam więc głęboki oddech i powoli zaczęłam tłumaczyć przyjaciółce, co się dzieje.
- Chodzi o projekt... - przerwałam, by zastanowić się, co dokładnie powiedzieć - nie radzę sobie z nim.
- Przecież szło ci tak dobrze. Britt, powiedz mi w końcu o co chodzi! - Nicole przez przypadek, a właściwie przez napływ emocji, lekko podniosła ton. Usłyszeli to przyjaciele siedzący przy barze. Michael wlepił we mnie wzrok. Starałam się go unikać, lecz mimo wszystko czułam go na sobie.
- Szło mi dobrze, póki nie poznałam Michaela i nie zrozumiałam, że to, co robimy jest podłe - mówiłam szybko i bez wytchnienia, jakby słowa, które chciałam przekazać miałyby zaraz zniknąć.
- Czujesz coś do niego? - po tym pytaniu stałam chwilę w bezruchu, by pozbierać myśli. Czy czuję coś do Michaela? Na pewno. Lecz czy tym uczuciem jest miłość? Tego nie wiem... I wolę się w najbliższym czasie nie dowiedzieć.
- Zbliżyliśmy się do siebie. To znaczy zaprzyjaźniamy się. On nie jest taki, za jakiego go uważałam. Nie mogę go zranić - wypowiadając ostatnie zdanie nieco ściszyłam ton. Przyjaciółka potrzebowała chwili na przetworzenie tego, co właśnie jej powiedziałam. Z niecierpliwością czekałam na reakcję Nicole.
- Jeżeli jest tak jak mówisz, to nie możemy pozwolić na to, żebyś wyrządziła mu krzywdę - nastolatka uśmiechnęła się i wręcz rzuciła mi się na szyję, po czym szepnęła mi do ucha - zrobię wszystko, żeby ci... żeby wam pomóc. Kibicuję wam. W końcu to przyjaciel mojego kochania - po chwili obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Poczułam się o niebo lepiej zrzucając z siebie ciężar emocji, jakie tłumiłam w sobie przez ten cały czas.
Wróciłyśmy do gry. Po dłuższej chwili rzucania przed siebie ciężką kulą do kręgli postanowiłam zamówić coś do picia. Podeszłam do niewielkiego baru i zamówiłam napoje. Przechyliłam lekko głowę, by ujrzeć osoby bacznie mnie obserwujące. Uśmiechnęłam się i przywitałam z siedzącym obok Michaelem i jego przyjaciółmi. Wszyscy odwzajemnili uśmiech. Wszyscy oprócz Hemmingsa. Zawołałam Nicole, by przysiadła się do mnie i tym samym do czwórki chłopców. Wszyscy byli bardzo mili i nawet ich polubiłam. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, wygłupialiśmy. Aż w końcu Michael postanowił przerwać mi zabawę i poprosił, bym na chwilkę wyszła z nim na zewnątrz. Przeprosiłam Nicole, że zostawiam ją samą, lecz o dziwo ta zbytnio się nie przejęła moją nieobecnością.
- Od jakiegoś czasu mnie unikasz, Prescott - zaczął poddenerwowany Michael.
- Wydaje ci się... Po prost byłam zajęta - skłamałam.
- Słyszałem jak twoja przyjaciółka pytała cię co się stało. Masz jakieś problemy?
- Nie. To znaczy tak... Ale sama muszę je rozwiązać - wysiliłam się na sztuczny uśmiech. Czułam, że Michael nie do końca mi wierzy. Ja sama bym sobie nie uwierzyła. Na szczęście czerwonowłosy postanowił nie drążyć tematu i odwzajemnił uśmiech. Tkwiliśmy chwilę w ciszy, cały czas spoglądając na siebie. Michael otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz szybko zmienił zdanie.
Uniósł rękę delikatnie muskając mnie po włosach. Zamknęłam oczy, czując to przyjemne uczucie. Nagle chłopak zaprzestał swoich czynów i opuścił rękę.
- Do zobaczenia jutro, Prescott - pożegnał się, lekko przy tym uśmiechając, po czym odwrócił się na pięcie i pognał przed siebie.
- Mówię ci, ta cała Brittany coś kombinuje - szeptał Hemmings, lecz robił to na tyle głośno, że bez problemu rejestrowałam każde wypowiedziane przez niego słowo.
- Nie uważasz, że trochę przesadzasz? Moim zdaniem ona jest w porządku - bronił mnie Irwin.
- Ja jej nie ufam... Jeszcze wszyscy się przekonacie, że mam rację.
- Nie dramatyzuj. Może faktycznie się polubili?
- No tak, przecież można zmienić nastawienie i pokochać kogoś z dnia na dzień... - upierał się Luke.
- Nastawienie zawsze można zmienić, a przecież nikt tu nie mówi o miłości. Myślisz, że Michael nie może się zaprzyjaźnić z Britt? Ja im kibicuję!
- Zrozum, nie chcę kolejny raz widzieć Michaela w takim stanie emocjonalnym, jak wtedy, gdy opowiadał nam o swoim ojcu - po wypowiedzianych przez Hemmingsa słowach, coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że nie mogę pozwolić, by Michael przeze mnie cierpiał. Obróciłam się za siebie i ruszyłam w głąb korytarza, by znaleźć Nicole. Tylko ona jedna może mnie zrozumieć. Niestety jedyną osobą, którą znalazłam była Tiffany. No trudno, musiałam spróbować.
- Słuchaj, jest sprawa... Chodzi o projekt - zaczęłam - Czy jest szansa, żeby zmienić temat?
- A coś się stało?
- Nie, tylko... To się nie uda.
- Tylko nie mów, że jest coś między tobą i Michaelem - zaśmiała się przyjaciółka.
No tak, nie mogłam liczyć na zrozumienie z jej strony. Postanowiłam więc szybko zaprzeczyć i wysilić się na sztuczny uśmiech. Skoro dziewczyny nie zmienią tematyki projektu dobrowolnie, to będzie trzeba zrobić tak, żeby sama została zmieniona i nikt nie będzie miał nic do gadania. Teraz najważniejsze, żeby jak najbardziej odsunąć się od "przyjaciółek", o ile tak mogę je nazwać i udawać, że relacja między mną i Michaelem jest obojętna.
Przez resztę lekcji czułam na sobie wzrok przyjaciół Clifforda, co już mnie nie dziwiło. Po wyczekiwanym ostatnim dzwonku , jak najszybciej wyszłam z sali. Pospiesznie skierowałam się w stronę szafki. W oddali ujrzałam Clifforda rozmawiającego z Calumem. Miałam zamiar do niego podejść, lecz po drugiej stronie korytarza dostrzegłam Tiffany. Chwyciłam więc za płaszcz i wymijając całą trójkę pognałam do wyjścia. Ruszyłam nie oglądając się za siebie. Jednak coś mnie zatrzymało. Tym czymś, a właściwie kimś była osoba nawołująca moje imię. Odwróciłam się i Bogu dzięki ujrzałam Nicole. Musiała chyba za mną biec, bo przez chwilę głośno dyszała i opierała dłonie na kolanach.
- Ile można cię wołać? - wykrzyczała oburzona brunetka.
- Wybacz, nie słyszałam...
- Co się stało? I nie mów mi, że nic, bo znam cię nie od wczoraj - przyjaciółka spojrzała na mnie zmartwiona. Fakt, znamy się już sporo czasu i zawsze możemy na siebie liczyć. Nie wiedziałam jednak, czy Nicole zrozumie to, czego Tiffany nie potrafiła zrozumieć.
Przez chwilę tkwiłam w ciszy i błądziłam wzrokiem po chodniku.
- Rozumiem, powiesz mi później - uśmiechnęła się przyjaciółka - w takim razie idziemy się rozerwać - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- Mam ochotę na wyżycie się biedną kulą do kręgli. Co ty na to? - zaśmiała się brunetka, oczekując na moją reakcję. Nicole jak zawsze trafiła bezbłędnie. Potrzebowałam wyładować emocje, a kręgle to idealny pomysł. Uśmiechnęłam się do brunetki i mocno ją przytuliłam. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszej przyjaciółki. Teraz mam pewność, że tylko ona może mnie wyciągnąć z tego całego bagna. Po drodze na kręgielnię przyjaciółka opowiadała o tym samym, co zawsze, czyli o swoim wymarzonym chłopaku o azjatyckiej urodzie. Od razu widać, że jest zakochana po uszy i może właśnie to pomoże jej zrozumieć moją sytuację.
Kilkanaście minut później całkowicie oderwałam się od rzeczywistości. Żartowałam, śmiałam się, odreagowywałam ostatnie kilka tygodni. Tak bardzo tego potrzebowałam. Prawie zapomniałam o szczerej rozmowie z Nicole, a co ważniejsze o problemach z tym związanych. Na ziemię przywrócił mnie dźwięk zamykanych drzwi, a konkretnie osoby, które ten odgłos rozpowszechniły. Obróciłam się, by kątem oka dostrzec, czy może ktoś ze znajomych zaszczycił nas swoją obecnością. Mój radosny wyraz twarzy zmienił się natychmiastowo w bardziej ponury po ujrzeniu przybyłych gości. Przy barze spostrzegłam czwórkę nastolatków. Byli odwróceni tyłem do nas, lecz doskonale rozpoznałam burzę czerwonych włosów.
- Britt? Dlaczego nie grasz? Co się stało? - spytała zatroskana Nicole. Chciałam jej odpowiedzieć cokolwiek, lecz nie mogłam z siebie nic wydusić. Spoglądałam tylko raz na Nicole, raz na Michaela. Czułam się jakby odjęło mi mowę. Myśli plątały mi się w głowie, a ja zupełnie nie wiedziałam od czego zacząć, jak dobrać słowa. Wzięłam więc głęboki oddech i powoli zaczęłam tłumaczyć przyjaciółce, co się dzieje.
- Chodzi o projekt... - przerwałam, by zastanowić się, co dokładnie powiedzieć - nie radzę sobie z nim.
- Przecież szło ci tak dobrze. Britt, powiedz mi w końcu o co chodzi! - Nicole przez przypadek, a właściwie przez napływ emocji, lekko podniosła ton. Usłyszeli to przyjaciele siedzący przy barze. Michael wlepił we mnie wzrok. Starałam się go unikać, lecz mimo wszystko czułam go na sobie.
- Szło mi dobrze, póki nie poznałam Michaela i nie zrozumiałam, że to, co robimy jest podłe - mówiłam szybko i bez wytchnienia, jakby słowa, które chciałam przekazać miałyby zaraz zniknąć.
- Czujesz coś do niego? - po tym pytaniu stałam chwilę w bezruchu, by pozbierać myśli. Czy czuję coś do Michaela? Na pewno. Lecz czy tym uczuciem jest miłość? Tego nie wiem... I wolę się w najbliższym czasie nie dowiedzieć.
- Zbliżyliśmy się do siebie. To znaczy zaprzyjaźniamy się. On nie jest taki, za jakiego go uważałam. Nie mogę go zranić - wypowiadając ostatnie zdanie nieco ściszyłam ton. Przyjaciółka potrzebowała chwili na przetworzenie tego, co właśnie jej powiedziałam. Z niecierpliwością czekałam na reakcję Nicole.
- Jeżeli jest tak jak mówisz, to nie możemy pozwolić na to, żebyś wyrządziła mu krzywdę - nastolatka uśmiechnęła się i wręcz rzuciła mi się na szyję, po czym szepnęła mi do ucha - zrobię wszystko, żeby ci... żeby wam pomóc. Kibicuję wam. W końcu to przyjaciel mojego kochania - po chwili obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Poczułam się o niebo lepiej zrzucając z siebie ciężar emocji, jakie tłumiłam w sobie przez ten cały czas.
Wróciłyśmy do gry. Po dłuższej chwili rzucania przed siebie ciężką kulą do kręgli postanowiłam zamówić coś do picia. Podeszłam do niewielkiego baru i zamówiłam napoje. Przechyliłam lekko głowę, by ujrzeć osoby bacznie mnie obserwujące. Uśmiechnęłam się i przywitałam z siedzącym obok Michaelem i jego przyjaciółmi. Wszyscy odwzajemnili uśmiech. Wszyscy oprócz Hemmingsa. Zawołałam Nicole, by przysiadła się do mnie i tym samym do czwórki chłopców. Wszyscy byli bardzo mili i nawet ich polubiłam. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, wygłupialiśmy. Aż w końcu Michael postanowił przerwać mi zabawę i poprosił, bym na chwilkę wyszła z nim na zewnątrz. Przeprosiłam Nicole, że zostawiam ją samą, lecz o dziwo ta zbytnio się nie przejęła moją nieobecnością.
- Od jakiegoś czasu mnie unikasz, Prescott - zaczął poddenerwowany Michael.
- Wydaje ci się... Po prost byłam zajęta - skłamałam.
- Słyszałem jak twoja przyjaciółka pytała cię co się stało. Masz jakieś problemy?
- Nie. To znaczy tak... Ale sama muszę je rozwiązać - wysiliłam się na sztuczny uśmiech. Czułam, że Michael nie do końca mi wierzy. Ja sama bym sobie nie uwierzyła. Na szczęście czerwonowłosy postanowił nie drążyć tematu i odwzajemnił uśmiech. Tkwiliśmy chwilę w ciszy, cały czas spoglądając na siebie. Michael otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz szybko zmienił zdanie.
Uniósł rękę delikatnie muskając mnie po włosach. Zamknęłam oczy, czując to przyjemne uczucie. Nagle chłopak zaprzestał swoich czynów i opuścił rękę.
- Do zobaczenia jutro, Prescott - pożegnał się, lekko przy tym uśmiechając, po czym odwrócił się na pięcie i pognał przed siebie.
piątek, 10 czerwca 2016
Rozdział 4
Dlaczego
Michael tak mnie traktuje? Dlaczego nie chce mnie do siebie dopuścić?
Chociaż... Ja nie jestem zupełnie fair w stosunku do niego... W końcu robię to
tylko dla projektu. Muszę to jak najszybciej zakończyć! Albo nie... Muszę to
kontynuować, ale tak by to on się zakochał, a nie ja. A jedyne, co powinnam
teraz zrobić, to zdać relację przyjaciółkom. Czym
prędzej zadzwoniłam do jednej z nich i opowiedziałam o zaistniałej sytuacji. To
znaczy, nie do końca... Pominęłam kilka szczegółów.
Opowiedziałam o odprowadzeniu, o wagarach, o pielęgniarce, o grze na
fortepianie... Ale tylko Michael wiedział o prawdziwym powodzie pobytu w
gabinecie i o napastniku. Czułam nieprzyjemne uczucie i wewnętrzny głos, który ponaglał mnie za każde słowo donoszone
przyjaciółkom. Z jednej strony czułam się podle
okłamując Michael'a, a z drugiej dumna, że jestem szczera wobec przyjaciółek.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Cliffordem o powodzie jego ucieczki.
Tak też zrobiłam. Przyszłam tuż po próbie jego zespołu,
lecz tym razem nie ukrywałam się za filarem.
-
Michael, możemy porozmawiać? - spytałam chłopaka spoglądając raz na niego, raz
na innych członków zespołu.
-
Umm.. Ok, zaczekaj chwilę - odpowiedział niepewnie, po czym wziął swoje rzeczy
i pożegnał się z przyjaciółmi.
Szliśmy
w ciszy, dopóki nie mieliśmy
pewności, że nikt nas nie słyszy.
- Dlaczego wczoraj
tak nagle wyszedłeś?
- Ta
wspólna gra... Ten dotyk... To
wszystko nie powinno mieć miejsca.
- O
czym ty mówisz? - spytałam, nie
wiedząc o co mu chodzi.
-
Ja... Nie powinienem. Cieszę się, że ci pomogłem, ale to zaszło za daleko.
Lepiej, jak nie będziemy się widywać i wrócimy do codzienności.
- Czemu? Zrobiłam
coś nie tak?
- Nie, Prescott. To
ja zrobiłem i to za dużo... - po wypowiedzianych przez chłopaka słowach
poczułam nieprzyjemne kłucie w sercu. Nie wiedziałam już czy robię źle, czy
dobrze.
- No dobrze, skoro
tak chcesz... - udawałam, że wzięłam sobie jego słowa do serca. No, błagam! Ja
nigdy się nie poddaję i zamierzam dalej zatruwać mu życie. Dotarło do mnie, że
powinnam bronić własnego honoru i dociągnąć ten projekt do końca.
- A
chociaż mnie odprowadzisz? - spytałam z błagalnym wzrokiem skierowanym prosto w
oczy czerwonowłosego. Michael lekko się uśmiechnął i pokiwał głową w geście
potwierdzenia. Ruszyliśmy więc przed siebie. Po drodze Michael mnie rozśmieszał
robiąc głupie miny i opowiadając o wpadkach swoich przyjaciół z zespołu. Nie mogłam przestać się śmiać, za co byłam mu bardzo
wdzięczna, bo już dawno nie byłam tak wesoła. Czułam, że naprawdę się z nim
zaprzyjaźniam.
Gdy byliśmy już pod
moim domem chłopak pożegnał się ze mną i wzrokiem odprowadził mnie do drzwi, na
co ja mu pomachałam i weszłam do środka.
Chwilę
później zabrałam się za odrabianie lekcji, bo miałam
ich naprawdę sporo.
Wieczorem
dostałam e-maila od Tess, w którym
znajdowały się zdjęcia moje i Michaela sprzed kilku godzin. Najwyraźniej
przyjaciółki postanowiły mnie śledzić.
Ze
szczególną uwagą oglądałam każdy odrębny element zrobionych przez Tess zdjęć. Uśmiechałam się do ekranu widząc nasze
wesołe twarze. Czułam wewnętrzne rozdarcie. Czy naprawdę to, co łączy mnie z
Michaelem jest sztuczne? I czy jeżeli z naszej znajomości urodzi się przyjaźń
to warto ją niszczyć dla głupiego projektu?
Z
zamyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu. Odebrałam połączenie od jednej z przyjaciółek. One to mają wyczucie czasu...
- Hej
kochana! Gratuluję, owinęłaś sobie Clifforda wokół palca! - usłyszałam piskliwy głos należący do Tess.
- Mówiłam, że dam radę. Teraz wystarczy opisać projekt i gotowe -
odpowiedziałam.
- No,
nie do końca... Nie mamy jeszcze wystarczających dowodów. Musiałabyś zrobić coś takiego hmm... Dzięki czemu byłabyś pewna, że
wskoczy za tobą w ogień! - okrzyknęła dumnie przyjaciółka.
- Czyli co? Mam
zostać jego dziewczyną?
- Masz zostać jego
pragnieniem... Jego codziennością... Jego całym światem.
- Nie uważasz, że to
trochę nie fair w stosunku do niego? - spytałam niepewnie, bo szczerze to ten
pomysł mi się nie podobał.
- Britt, przypominam
ci, że to ty wszystko wymyśliłaś - ponagliła mnie Tess. No tak, jestem sama
sobie winna.
- Masz
rację. Już niedługo Clifford nie będzie mógł się mnie
oprzeć - wydusiłam z siebie każde najmniejsze słowo, choć wydaje mi się, że
byłam bardzo przekonywująca, bo odczuwałam zachwyt przyjaciółki i bez
marudzenia się ze mną pożegnała.
No cóż, pozostało mi tylko kontynuowanie tej szopki. Obiecałam sobie nie
ulec głupim uczuciom, bo przecież Michael jest taki sam jak każdy inny chłopak.
W końcu gdyby był inny, to nie owinęłabym go sobie wokół palca.
Po
jakimś czasie zeszłam na dół do kuchni, by oderwać się od natłoku nauki.
Czekając, aż zagotuje się woda postanowiłam pochodzić po salonie. Kątem oka
dostrzegłam przejście do pobliskiego pokoju, w którym znajdował się fortepian. Bez wahania weszłam do pomieszczenia i
usiadłam przy instrumencie. Lustrowałam każdy klawisz, delikatnie przejeżdżając
po nich opuszkami palców. W głowie odtwarzałam sobie obraz wczorajszego dnia,
chwil spędzonych z Cliffordem. Grając tę samą balladę, cofnęłam się do chwili,
w której nasze dłonie się
zetknęły. Momentalnie przestałam grać. Wstrzymałam na chwilę oddech i
zawiesiłam wzrok w jednym miejscu. Jakby ktoś wprawił mnie w hipnozę.
Z owego stanu wyrwał
mnie rozchodzący się po domu dźwięk czajnika informujący o zagotowanej wodzie.
Czym prędzej zerwałam się z miejsca i pognałam do kuchni. Zaparzyłam herbatę
owocową i chcąc zrobić sobie przerwę od myślenia, usiadłam na kanapie i włączyłam
telewizor. Przeskakiwałam po kanałach szukając czegoś, co mogłabym obejrzeć. Tu
nudy, tam nudy... Postanowiłam więc poszukać czegoś na kanałach muzycznych.
Natrafiłam na lubianą przeze mnie piosenkę Ed'a Sheerana "Thinking out
loud". Uważnie wsłuchałam się w tekst.
"And
I'm thinking 'bout how people fall in love in
mysterious ways. Maybe just the touch of a hand.
(...)
maybe it's all part of a plan".
Tłumacząc:
"Myślę o tym, jak ludzie zakochują się w tajemniczy sposób. Może tylko przez dotyk dłoni.
(...) może to jest
część planu".
Czy góra próbuje dać mi w tym momencie coś do zrozumienia? Wyłączyłam telewizor zanim
zdążyłam wejść w trans mojego rozdarcia myślowego. Zaczynałam po woli mieć tego
dość... Nie mogłam skupić się na lekcjach, bo widziałam twarze przyjaciółek, a
tuż obok siedzieli najlepsi kumple Michael'a. Dość! Dokończę ten cholerny
projekt i zapomnę o nim raz na zawsze.
czwartek, 9 czerwca 2016
Rozdział 3
Budząc
się rano zauważyłam, że mam niewielką ranę na nodze. Kawałek szkła musiał
wczoraj musnąć moją skórę. Mogłam jednak nie ubierać
spódniczki, ale już trudno. Gorzej, że nie przemyłam rany
i nie otarłam krwi, w skutek czego miałam zaschniętą już czerwoną ciecz na
nodze. Postanowiłam jak najszybciej to obmyć. Nie sądziłam jednak, że to będzie
aż tak bolało. Spojrzałam na zegarek. 10 minut do wyjścia! Nie zabezpieczając
rany i zostawiając ją w takim stanie w jakim jest szybko włożyłam jakieś jasne
spodnie z uwagi na słoneczną pogodę i pierwszą lepszą koszulę. Nie mam pojęcia
jakim cudem, ale zdążyłam na lekcje. Pierwszą miałam chemię. Profesor wymyślił,
że będziemy w parach robić doświadczenia.
-
Brittany, z uwagi na to, że jesteś dobrą uczennicą, pomożesz słabszym -
oznajmił profesor wskazując ręką na jednego z uczniów. Michael, no tak mogłam się tego spodziewać... Usiadłam więc obok
czerwonowłosego i chwyciłam fiolkę z jakąś cieczą. Poprosiłam go, by włączył
palnik, a sama wstałam, by było mi łatwiej
wlać płyn do szklanego naczynia. Niestety pech chciał, bym zahaczyła
nogą o kant stołu. Zacisnęłam zęby, by nie wydać z siebie odgłosu bólu, jaki sprawiała mi rana, która najwyraźniej została podrażniona.
- Umm Prescott,
wszystko dobrze? - spytał wyraźnie zaniepokojony Michael.
- Tak, już wlewam to
do zlewki - odpowiedziałam szybko zmieniając temat.
Wykonując
daną czynność, szybko usiadłam na krześle. Czułam jak ból przeszywa moją nogę. Próbowałam chwycić
długopis leżący na stole, by opisać w zeszycie reakcję, lecz nieumyślnie
zrzuciłam go na ziemię. Michael schylił się, by go podnieść.
-
Prescott? Ty krwawisz - oznajmił mi Clifford, który miał wyraźne przerażenie w oczach. Po jego słowach moja reakcja była
podobna. Rozejrzałam się po sali, by mieć pewność, że nikt tego nie słyszał. Na
moje szczęście wszyscy byli zajęci sobą. Michael podał mi swoją czarną bandanę,
żebym zawiązała ją sobie w miejscu krwawienia i oznajmił profesorowi, że źle
się poczułam i zaprowadzi mnie do pielęgniarki. Nauczyciel wyraził zgodę i wrócił do lekcji. Clifford wziął nasze rzeczy i zaprowadził do
pielęgniarki.
- A teraz powiedz mi
co się stało - oznajmił stanowczo.
- Zahaczyłam o kant
stołu...
- Błagam cię, przez
takie coś byś nie krwawiła. Wczoraj po drodze coś ci się stało? - spytał
zmartwiony. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim emocjonalnym stanie.
Clifford ma jednak uczucia.
- Nie, to znaczy...
Wywaliłam się - wysiliłam się na sztuczny uśmiech.
- Nie
chcesz, to nie mów - odparł
obrażony chłopak, po czym usiadł na ławce tuż pod gabinetem pielęgniarki.
Oznajmił mi, że na mnie poczeka, bo chce odzyskać swoją ulubioną bandanę.
Przewróciłam oczami i weszłam do gabinetu. Podwinęłam
spodnie, by pielęgniarka mogła dokładnie przyjrzeć się ranie. Oczyściła ją wodą
utlenioną, co wiązało się z cholernym bólem, po czym nałożyła opatrunek i
zawinęła bandaż. Na końcu, mimo moich oporów wypisała zwolnienie z lekcji.
Niechętnie zgodziłam się wrócić do pustego domu. Podziękowałam pielęgniarce i
wyszłam na zewnątrz. Ujrzałam zaciekawionego Michaela, który z niecierpliwością czekał aż zdam mu relację z pobytu w gabinecie.
Szybko streściłam mu kilka minut swojego życia i oddałam bandanę, na co chłopak
szeroko się uśmiechnął. Oznajmiłam, że muszę jeszcze zanieść wychowawczyni
zwolnienie i wracam do domu. Podziękowałam Cliffordowi za pomoc i pożegnałam
się z nim, po czym ruszyłam w kierunku pokoju nauczycielskiego, gdzie miałam
wręczyć zwolnienie. Kilkanaście minut później byłam już
w drodze do domu. Mój wzrok stanął na pechowej uliczce, w
której miało miejsce wczorajsze
nieszczęście. Bez wahania wyminęłam to miejsce i poszłam okrężną drogą. Jednak
w życiu nie spodziewałabym się tego, co miało nastąpić. Mimo innej drogi, znów napotkałam niebezpiecznego mężczyznę. Stał
oparty o płot i kończył wypalać papierosa. Stanęłam na uboczu, by zastanowić
się, co mam zrobić. Miałam już kierować się w przeciwną stronę, gdy ten mnie
zauważył.
- No proszę, a kogo
my tu mamy... - wymamrotał wyraźnie zadowolony mężczyzna z głupim uśmieszkiem
na twarzy, po czym dodał - w świetle jesteś jeszcze bardziej seksowna,
kochanie.
Zaczęłam
się po woli wycofywać, lecz ten dorównywał mi kroku.
- Czego ty ode mnie
chcesz zboczeńcu? - wykrzyczałam napastnikowi w twarz, lecz ten zaśmiał się pod
nosem.
- Ciebie chcę,
skarbie.
Nerwowo
przełknęłam ślinę i szybko odwróciłam się w przeciwną
stronę, by uciec, lecz ciemnowłosy zacisnął rękę na moim nadgarstku. Syknęłam z
bólu. Mężczyzna przywarł mnie do ściany i złapał tak, bym nie mogła zrobić
czegoś, co by mu nie posłużyło. Zamknęłam oczy i modliłam się o cud. Czułam na
sobie jego oddech. Był tak blisko mnie, a ja nie mogłam nic zrobić. Byłam na
przegranej pozycji. Nagle usłyszałam głośny jęk i poczułam przed sobą
przestrzeń. Tak bardzo bałam się otworzyć oczy, lecz w końcu się do tego
zmusiłam. Na ziemi ujrzałam napastnika zwijającego się z bólu. O ile wzrok mnie nie mylił, to pluł krwią. Uniosłam wzrok. Moim oczom
ukazał się dumny z siebie Michael. Podał mi rękę, by pomóc wyminąć leżącego przede mną mężczyznę.
Niepewnie chwyciłam jego dłoń i zacisnęłam ją tak mocno, że czerwonowłosy
spojrzał na mnie z przerażeniem. Wystraszona poprosiłam, by zabrał mnie do
domu. Chłopak oczywiście bez wahania się zgodził. Całą drogę szłam wtulona w
Michael'a, a właściwie w jego rękę. Dopiero gdy stanęliśmy przed wejściem do
mojego domu wszystko zaczęło do mnie docierać. Momentalnie łzy napłynęły mi do
oczu, aż w końcu rozpłakałam się. Byłam tak zdesperowana, że przytuliłam
Clifforda, przez co on nie wiedział jak zareagować, lecz po chwili sam też mnie
objął. Starał się mnie uspokoić, szepcząc do ucha, że już wszystko dobrze. Po
kilku minutach szlochania trochę się uspokoiłam i otarłam łzy. Podziękowałam
chłopakowi za uratowanie mnie i przeprosiłam za swoje zdesperowanie. Ten tylko
się uśmiechnął. Nie chcąc dłużej stać na zewnątrz, spytałam, czy wejdzie do
środka. Chłopak przystał na moją prośbę.
- Michael? A tak
właściwie to co ty tutaj robisz? Nie powinieneś mieć lekcji? - spytałam
zaciekawiona.
- Poszedłem na
wagary - oznajmił dumnie Michael, rozsiadając się na kanapie.
- Ale jak to?
- Czy ty zawsze
musisz marudzić? Wiedziałem, że ściemniasz z tą nogą i postanowiłem cię
śledzić. No, ale nie miałem pojęcia, że... - chłopak nawet nie chciał kończyć
swojej wypowiedzi.
- Trzeba iść z tym
na policję - oznajmił czerwonowłosy, po czym spojrzał, czekając na moją
reakcję.
- Nie! Moi rodzice
się dowiedzą i się zacznie... Wolę tego uniknąć. Chcę, żeby to zostało między
nami, dobrze? - Michael westchnął i pokiwał głową.
- Masz może jakąś
konsolę? - spytał, uśmiechając się w moją stronę.
-
Umm... Nie. Nie gram w gry - Michael zrobił smutną minę i wstał, by rozejrzeć
się po moim domu. Odwróciłam się w przeciwną mu stronę,
by dokończyć robienie herbaty, przez co straciłam go z pola widzenia. Po chwili
ciszy zaczęłam nawoływać jego imię.
-
Michael! Zgubiłeś się?
- Jestem
tutaj! - szłam za głosem chłopaka. Byłam prawie pewna, że znajduje się w
pomieszczeniu obok i miałam rację.
Ujrzałam
czerwonowłosego siedzącego obok czarnego fortepianu należącego do mojego taty.
- Umiesz grać? -
spytałam chłopaka, lecz nie uzyskałam odpowiedzi. Ujrzałam tylko szeroki
uśmiech i już po chwili usłyszałam, jak Michael gra "All of me". Nie
miałam pojęcia, że chłopak ma takie zdolności. Kocham tę piosenkę, a tej wersji
mogłabym słuchać bez końca. Uśmiechnęłam się, opierając o czarny instrument.
- Co
tak stoisz? Siadaj! - okrzyknął tryskając entuzjazmem. Przystałam więc na tą
propozycję. Michael pozwolił mi zapomnieć o nieprzyjemnych chwilach. Nawet nie
spostrzegłam się kiedy mijał czas, bo w tej chwili zapomniałam o Bożym świecie.
Przyjemną ciszę przerwał mi dźwięk komórki. Odebrałam połączenie od Tiffany.
-
Britt! Gdzie jesteś? Co się stało? Dlaczego nie ma cię w szkole? - dostałam
serię pytań, na które musiałam
odpowiedzieć, bo przyjaciółka nie dałaby mi żyć.
-
Jestem w domu, bo źle się poczułam i pielęgniarka mnie zwolniła. Wybacz
Tiffany, ale boli mnie głowa. Pogadamy później, dobrze?
- nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się.
Michael zaśmiał się
pod nosem.
-
Okłamałaś przyjaciółkę? Oj, nieładnie...
-
Udaj, że tego nie słyszałeś - uśmiechnęłam się do chłopaka, a ten uniósł ręce w geście poddania się.
Żeby
nie wyjść na nic nieumiejącą, postanowiłam sama tym razem coś zagrać na
fortepianie. Michael, by nie dać za wygraną postanowił mi pomóc. Po chwili już wspólnie graliśmy balladę na klawiszach. Czułam się cudownie. Nie miałam
pojęcia, że kiedykolwiek nawiążę taką relację z Michaelem. Wodziłam wzrokiem
za moimi palcami, tak delikatnie poruszającymi się po instrumencie.
Wsłuchiwałam się w każdą moją nutę, tak idealnie współgrającą
z tymi granymi przez chłopaka. Oderwaliśmy się od rzeczywistości. Poczułam
delikatne muśnięcie skóry. Dotyk Michaela wprawił mnie w
osłupienie.
-
Umm... Prescott, ja już pójdę. Zapomnij o tym, co miało
tutaj miejsce - wypowiedział zdezorientowany Clifford. Chciałam coś powiedzieć,
ale zanim to zrobiłam chłopak był już na zewnątrz budynku.
niedziela, 5 czerwca 2016
Rozdział 2
Minął
weekend, więc nadszedł czas na wdrożenie w życie naszego projektu. Początkowo
musiałyśmy przedstawić temat pracy nauczycielce. Ku mojemu zdziwieniu była
zachwycona tematyką. Być może pokłóciła się z mężem,
lecz nie mi to oceniać. Zabrałam się więc od razu za moją "misję". W
tłumie wypatrzyłam samotnie stojącego Clifforda, który jak
zawsze grał w jedną z tych swoich głupich gier na telefonie. Wyglądał na bardzo
podekscytowanego, gdyż co chwilę szczerzył się do niewielkiego ekranu.
Stanęłam
obok czerwonowłosego chłopaka. Gdy po dłuższej chwili nie spojrzał się w moją
stronę, głośno odchrząknęłam. Michael uniósł wzrok i
spojrzał pytająco.
- Co tam? -
przerwałam ciszę zadając pytanie.
- Cholera Prescott! Po
co tu przylazłaś? Przez ciebie zginąłem! - wykrzyczał wściekły nastolatek.
- Och, jakże mi
przykro. Przyszłam się z tobą przywitać - odpowiedziałam ze sztucznym
uśmiechem.
- Spoko, to już
możesz iść - warknął wyraźnie niezadowolony Michael.
- Pomóc ci może z chemią?
- Co?
- No, mamy razem
chemię... I sprawdzian za tydzień, a z tego co wiem, to nie idzie ci najlepiej...
- Co
cię to obchodzi Prescott? Truj dupę komuś innemu! - Michael najwyraźniej
nie był zadowolony moją obecnością, więc postanowiłam wrócić do przyjaciółek. Ale to nie znaczy, że się poddałam.
Wiedziałam, że będzie ciężko, lecz jakoś temu podołam.
Dziewczyny bacznie
obserwowały zaistniałą sytuację i ciężko westchnęły.
- A może znajdziemy
kogoś innego... Nie dasz sobie z nim rady, Britt - odparła Tess.
-
Proszę cię, on jest jak każdy inny. Potrzebuję tylko trochę czasu -
uśmiechnęłam się do przyjaciółek, które przyznały mi rację.
Chwilę
potem odeszłyśmy w kierunku sali, w której odbywać się miała lekcja historii.
Po
kilku godzinach i tym samym po skończonych zajęciach postanowiłam jeszcze
chwilę zostać w szkole, by pomóc
pani w bibliotece. Może nie jest to wymarzone zajęcie na poniedziałkowe popołudnie, ale dyrektor wlepił mi karę. A co takiego przeskrobałam? Nic wielkiego... Pokłóciłam się z nauczycielką od matematyki, która mnie nienawidzi i wzajemnie, ale chciałam pokazać wyższość i postanowiłam ją przeprosić. No więc kupiłam jej kwiaty. Okazało się, że ma na nie uczulenie. Gdy napuchnęła i darła się, że zrobiłam to specjalnie, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu i odparłam, że wygląda pięknie jak zawsze. Sprawa trafiła do dyrektora i tak właśnie skończyłam w bibliotece na układaniu książek. Na szczęście nie było ich wiele, a bibliotekarka mnie lubi i sama śmiała się z incydentu, więc szybko wypuściła mnie do domu. Przechodząc obok sali gimnastycznej usłyszałam rozchodzący
się dźwięk muzyki rockowej. Przez niewielką szparę zerknęłam do środka. Szkolny
zespół pajaców najwyraźniej miał próbę.
Wsłuchałam się w kilka utworów granych przez nastolatków i nawet nie zorientowałam się kiedy minęła
godzina i chłopcy przestali grać. Widząc zbliżających się w moim kierunku
przyjaciół, czym prędzej schowałam się za filar, dzięki
któremu wyszłam z tego niezauważona. Krótką chwilę potem nie słyszałam już żadnych kroków, więc ostrożnie zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Odetchnęłam,
gdy w pobliżu nie widziałam żadnego z czwórki pajaców.
-
Ładnie to tak podglądać? - zza pleców usłyszałam dobrze znany mi męski głos.
- Umm, Clifford.
Myślałam, że... - zaczęłam nieco się jąkając - A z resztą co cię to obchodzi?
Nie zamierzam ci się z niczego tłumaczyć! - dokończyłam pewnie swoją wypowiedź.
- Uff, ulżyło mi...
Jeszcze tego brakowało żebyś zaczęła mi nawijać całą drogę do wyjścia z tej
cholernej budy.
- A
kto powiedział, że w ogóle chcę z
tobą gdzieś iść? - prychnęłam, na co Michael zaśmiał się pod nosem.
- To po co rano do
mnie podeszłaś, a teraz stoisz tu ponad godzinę podglądając mnie?
-
Chciałam być po prostu miła i pomóc ci z chemią... Poza tym ja wcale cię nie podglądam! Chciałam tylko...
Zobaczyć jak grają największe pajace naszej szkoły - skrzyżowałam ręce, będąc
pewna, że wygrałam to przekomarzanie, ale Michael tylko na to wybuchnął
śmiechem, po czym poszedł w stronę wyjścia.
Stałam
w bezruchu jeszcze chwilę, aż byłam pewna że czerwonowłosy znalazł się na
zewnątrz budynku. Chciałam już znaleźć się w domu, bo siedzenie w szkole do
18:00 jakoś mi nie podpasowało. Zrezygnowana otworzyłam drzwi od wejścia głównego i to, co ujrzałam zupełnie zbiło mnie z
tropu.
- Długo mam na
ciebie czekać? - prychnął zirytowany Clifford.
- Przecież nikt ci
nie kazał...
- Dobra, dobra, nie
pierdź już pod nosem, tylko zagęszczaj ruchy, bo jestem zmęczony.
Michael ruszył przed
siebie tak szybko, że musiałam niemal biec, żeby go dogonić.
Szliśmy
kilka minut nie odzywając się do siebie. Mijaliśmy domki szeregowe znajdujące
się w okolicy naszej szkoły. Ulica, którą podążaliśmy
była oświetlona, gdyż o tej porze dość szybko robi się ciemno. Chciałam już coś powiedzieć, gdy nagle chłopak skręcił w przeciwną mi
stronę.
- Hej! Gdzie ty
idziesz?
- Do domu? -
spojrzał na mnie pytająco - chyba nie myślałaś, że jeszcze będę cię odprowadzał
- dodał, po czym parsknął śmiechem.
Jednak Michael
zawsze będzie tym samym dupkiem, chcącym uprzykrzyć mi życie.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę mojego domu. Na koniec
wystawiłam zza pleców środkowy palec i obróciłam lekko głowę, by być pewna, że Michael widział mój gest.
Czym
prędzej ruszyłam przed siebie, by zgubić tego nikczemnika. Weszłam w starą,
niezamieszkaną alejkę, która była
skrótem do mojego domu. Mimo, że
była nieprzyjemna i nieoświetlona, szłam dalej, bo jedyne czego pragnęłam, to
znaleźć się w swoim pokoju.
Usłyszałam
za sobą czyjeś kroki... Byłam przekonana, że to czerwonowłosy pajac, więc
gwałtownie odwróciłam się w stronę idącej za mną osoby.
Ku mojemu zdziwieniu moim oczom ukazał się nieznany mi chłopak z piwem w ręce i
w kapturze na głowie. Mimo ciemności, doskonale widziałam jego twarz. Blada
cera, ciemne włosy, ironiczny uśmiech. Nieznajomy powoli kierował się w moją stronę, mrucząc
coś pod nosem. Po jego zachowaniu stwierdziłam, że jest
pijany lub ewentualnie naćpany. Gdy zaczęłam się odsuwać, ten przyspieszył
kroku. Chciałam już uciekać, gdy zorientowałam się, że plecami ocieram o
żywopłot. Nie miałam pola manewru, jedyne co mi pozostało to modlitwa. Gangster
podszedł do mnie i rzucił o ziemię szklaną butelką po piwie, przy tym ją
rozbijając. Drobne kawałeczki obiły się o moje nogi i opadły bezwładnie na ziemię. Wydałam z siebie pisk przerażenia. Nieznajomy wyciągnął rękę, by
mnie złapać, lecz ja zadałam mu bolesny cios w krocze. Widząc jak zwija się z
bólu, skorzystałam z okazji i uciekłam. Całą drogę
biegłam, nie oglądając się za siebie. W oddali słyszałam tylko okrzyki bólu i
przekleństwa skierowane na moją osobę. Czym prędzej wbiegłam do domu.
Oczywiście jak zawsze był pusty. Rodzice w pracy lub ewentualnie na jakimś
super bankiecie dla lekarzy. Dzień jak co dzień. No, może poza zaistniałą
sytuacją. Wystraszona panicznie pozasłaniałam wszystkie okna i zamknęłam drzwi
na klucz, a sama schowałam się w pokoju i co chwilę zerkałam przez okno, by
mieć pewność, że nikt podejrzany nie kręci się pod domem. Gdy już trochę się
uspokoiłam, chwyciłam do ręki telefon. Na wyświetlaczu ujrzałam kilka
nieodebranych połączeń i wiadomości od zatroskanych przyjaciółek. Wyłączyłam telefon, bo nie chciałam, by ktokolwiek o tym
wiedział. Wszyscy myślą, że jestem odważna, wygadana i lubię mówić o sobie.
Otóż nie. Nie lubię się zwierzać i opowiadać o swoich problemach. Przed innymi
zgrywam odważną i niezależną feministkę, ale tak naprawdę to nie jestem ja.
Zmęczona bezwładnie opadłam na lóżko, po czym momentalnie zasnęłam. Chciałam,
by ten dzień skończył się jak najszybciej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)