niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział 9

Będąc w drodze do czerwonowłosego zastanawiałam się czy Michael pamięta cokolwiek z wczorajszego dnia. Ciągle też dręczyło mnie sumienie, które na każdym kroku przypominało mi o tym jak bardzo źle postępuję. Jednak mimo udręk, nie znalazłam odpowiedzi na pytanie, co powinnam zrobić. Kontynuując to zranię go, gdy tylko prawda wyjdzie na jaw. Przerywając to zranię i jego, i siebie...
Powróciłam na ziemię, gdy zapukałam do drzwi niewielkiego domku jednorodzinnego. Odgarnęłam włosy i wysiliłam się na uśmiech, którym obdarzyłam kobietę otwierającą wrota.
- Dzień dobry, pani jest pewnie mamą Michaela. Mam na imię Brittany, miło mi.
- Och, Brittany! Wreszcie mogę cię poznać. Wejdź proszę - lekko zdezorientowana przekroczyłam próg domu. "Wreszcie mogę cię poznać"? Czy to znaczy, że Michael mówił o mnie?
- Wiele o tobie słyszałam... Przyjaciele Michaela opowiadali mi o nowej dziewczynie mojego syna. Chciałabym, żeby sam mi o tym powiedział, ale rozumiem, że jest trochę zamknięty w sobie.
- Ale ja nie... - chciałam zaprzeczyć nieprawdziwej informacji o naszym związku, lecz kobieta wtrąciła, że spieszy się do pracy. Przytaknęłam i pożegnałam się z mamą Michaela, po czym po cichu weszłam po schodach do pokoju czerwonowłosego. Ujrzałam wtulonego w poduszkę nastolatka, który wyglądał tak niewinnie podczas snu. Już chciałam dać mu pospać, lecz to nie byłabym prawdziwa ja. Odsłoniłam firany wpuszczając do pokoju promienie słoneczne, po czym zabrałam Cliffordowi kołdrę. Oburzony chłopak przymrużył oczy, klnąc coś pod nosem i mamrocząc, że pęka mu łeb.
- Zlituj się kobieto... - mamrotał Clifford.
- Nie ma litości! Zachciało ci się chlać to teraz cierp - odpowiedziałam bardzo poważnym tonem, po czym spojrzałam na czerwonowłosego i automatycznie wybuchnęłam śmiechem i dodałam - widzisz Clifford, tym razem to ja śmieję się z ciebie. Jak się z tym czujesz?
- Tak jak ty podczas okresu - wyszczerzył się skacowany chłopak, na co ja rzuciłam mu w twarz poduszką.
- Um...Michael, pamiętasz może coś z wczorajszego dnia? - spytałam lekko zakłopotana.
- Szczerze mówiąc to pamiętam, że rozwaliłem Calumowi lampę, bo znalazłem u niego w pokoju miecz świetlny i... tak jakoś wyszło.
- A tak poza tym to nic? - spytałam lekko zakłopotana, mając nadzieję, że jednak Michael przypomni sobie o naszym pocałunku.
- Hmm... Pamiętam, że Luke założył się ze mną o stówę... A co najważniejsze, wygrałem ten zakład. Później Steve zarzygał pół łazienki... - spoglądałam na skupionego Michaela z coraz mniejszą nutką nadziei - Och, jeszcze pamiętam, że jakaś zdesperowana laska rzuciła się na mnie w moim własnym pokoju, bo bardzo chciała, żebym ją pocałował - czerwonowłosy spojrzał na mnie, śmiejąc się pod nosem. Czułam motyle w brzuchu i lekkie zakłopotanie. Jednak nie mogłam tego po sobie poznać.
- Pff... Ja byłam zdesperowana? Chyba musimy sobie coś wyjaśnić. Pocałowałam cię tylko dlatego, że wiedziałam jak bardzo o tym marzysz.
- Uważam jednak, że to było twoje marzenie. W końcu ty się na mnie rzuciłaś - odpyskował chłopak.
- Może było mi ciebie żal, że nigdy takiego czegoś nie doświadczyłeś i już nie doświadczysz - Clifford wybuchnął śmiechem i zbliżył się do mnie tak, że dzieliły nas zaledwie milimetry.
- Nadal uważasz, że to nie jest twoje marzenie? Zarumieniłaś się, skarbie - odparł pewny siebie Michael. Rozgryzł mnie. Miałam ochotę powrócić do tamtej chwili i czułam coś, czego nie doświadczyłam nigdy wcześniej. Jednak nie lubię, gdy ktoś ma nade mną przewagę. Odwróciłam głowę i oznajmiłam, że zrobię mu śniadanie. Chwilę zastanawiałam się, co mam dalej robić z tą sytuacją. Zawiesiłam wzrok i rozmyślałam nad wszystkimi plusami i minusami naszej relacji. Przerwał mi to jednak czerwonowłosy, który objął mnie od tyłu w pasie i położył głowę na moim ramieniu. Próbowałam ruszyć się z miejsca, by sięgnąć do szafki po kubek, lecz chłopak uniemożliwił mi to swoim stanowczo zbyt mocnym uściskiem. Starałam wyrwać się z jego objęć, lecz ten tylko zaśmiał się pod nosem i obrócił mną tak, że automatycznie stanęłam na przeciwko niego. Spojrzałam w jego zielone tęczówki i objęłam go na wysokości szyi. Chłopak natomiast cały czas trzymał swoje ręce na mojej talii.
- Przyznaj w końcu, że tego chcesz - powiedział Michael z tym swoim wrednym uśmieszkiem. Nic nie odpowiedziałam. Spoglądałam tylko na usta Clifforda, które z każdą sekundą przybliżały się coraz bardziej. Zamknęłam oczy, czując jak Michael składa mi pocałunki, które po chwili zaczęłam oddawać. W końcu przeszliśmy do dalszego etapu, gdzie nasze języki zaciekle toczyły ze sobą bitwę. Clifford chwycił mnie pod udami i podsadził tak, że oplotłam swoje nogi wokół niego. Chłopak kierował się do swojego pokoju, ani na chwilę nie przerywając namiętnego pocałunku. W końcu weszliśmy na górę, a właściwie zrobił to Clifford, cały czas trzymając mnie na rękach. Położył mnie na swoim łóżku, po czym klęknął nade mną okrakiem. Zaczął całować mnie po szyi, robiąc przy tym gdzie nie gdzie malinki.
- Michael... - jęknęłam, a gdy tylko chłopak zaprzestał swoich czynów, przekręciłam się tak, że tym razem to ja byłam na górze. Usiadłam okrakiem na Cliffordzie, po woli wsuwając mu ręce w spodnie.
- Prescott... - westchnął wyraźnie zadowolony Michael, lecz oburzył się, gdy tylko wyciągnęłam dłonie. Złość mu jednak szybko przeszła, gdyż już po chwili znów złączył nasze usta i całował mnie z ogromną zachłannością. Michael wstał zdejmując swoją koszulkę i rzucając ją gdzieś w kąt, po czym wrócił na miejsce i wsunął swoje dłonie pod moją bluzkę. Błądził po moim ciele, aż w końcu zdecydował się, by po woli zdjąć ze mnie górną część ubrania.
- Michael przestań, to nie ma sensu... - wyrwałam się z objęć chłopaka i spuściłam wzrok.
- O czym ty mówisz?
- To wszystko nie powinno mieć miejsca... Nie powinniśmy. Wybacz - zerwałam się do wyjścia, bo czułam jak do moich oczu napływają łzy.
- Zaczekaj! - krzyknął zdezorientowany licealista, chwytając mnie za nadgarstek.
Michael przez chwilę spoglądał na mnie, lecz ja cały czas miałam wzrok zawieszony gdzieś ku dole. Chłopak jednak delikatnie uniósł mój podbródek, by nasze oczy się spotkały.
- Przepraszam... - wyszeptałam.
- Nie przepraszaj. Powiedz mi tylko, że to wszystko faktycznie nie miało sensu i nic nie znaczyło - tkwiłam chwilę w ciszy, próbując wymyślić coś, dzięki czemu zakończę to bezboleśnie, jednak takiego rozwiązania nie było.
- To nie miało sensu... - chłopak posmutniał, lecz nadal czekał na dalszą odpowiedź z nadzieją, że powiem, że miało to dla mnie znaczenie. Wtedy jednak nie dałby mi spokoju... Dokończyłam więc - I dla mnie to nie miało żadnego znaczenia... - rzucając te bolesne dla nas obojga słowa wybiegłam z domu zalewając się łzami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz