poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rozdział 6

- Brittany! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - oburzyła się Nicole. Spojrzałam na nią przepraszającym wzrokiem.
- No więc... Dzisiaj wieczorem jest impreza - zaczęła brunetka.
- I co w tym takiego niezwykłego? Co tydzień ktoś organizuje imprezy...
- To, że jest ona u Caluma! - w tym momencie poczułam jak pękają mi bębenki.
- Rozumiem, że chcesz się na nią wybrać.
- MY chcemy - wtrąciła przyjaciółka.
- Chyba nie myślisz, że...
- Prooooooszę Britt - Nicole złożyła ręce jak do modlitwy i zrobiła duże, smutne oczy. No, nie mogłam jej odmówić.
- Ech, no dobrze... - po chwili widziałam przed sobą skaczącą jak małpa przyjaciółkę. Zaśmiałam się pod nosem.
Jeżeli chodzi o Caluma, to Nicole dałaby za niego się pociąć. Jestem z nią najbliżej, jeżeli chodzi o naszą paczkę. Znamy się od dzieciństwa i rozumiemy jak nikt, dlatego jeśli chodzi o crusha, to nie zwraca się ona do nikogo innego, jak do mnie. Po prostu nie jestem w stanie jej odmówić i jestem pewna, że dla mnie zrobiłaby to samo.
No cóż, czyli wieczór mam już zaplanowany. Nie narzekam na tego typu formy spędzania czasu. Wolę to niż samotne siedzenie w domu i gapienie się w sufit.
Piątkowe lekcje przeminęły mi dość szybko. Żadnych sprawdzianów, żadnych kartkówek. Totalny luz! Bardzo mnie ucieszył ten fakt.
Z uśmiechem na twarzy zeszłam na parter, gdzie znajdowała się moja szafka. Otworzyłam drzwiczki i wyciągnęłam szary płaszcz, który od razu na siebie nałożyłam. Zamykając szafkę omal nie dostałam zawału.
- Hej Prescott! - przywitał mnie Clifford z tym swoim głupim uśmieszkiem na twarzy.
- Wystraszyłeś mnie!
- Oj nie marudź. Idziesz dzisiaj na imprezę do Caluma?
- No nie wiem... Może tak, może nie - podpuszczałam Michael'a.
- Przyjadę po ciebie o 17 - dodał, po czym zaczął się oddalać.
- Ej! Ja idę z Nicole! - krzyknęłam przez korytarz doganiając go.
- No, to powiesz jej, że spotkacie się na miejscu. Albo mam lepszy pomysł... Wyślę po nią Caluma - zaśmiał się czerwonowłosy.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł...
- Oj Prescott... Przecież wiem, że on jej się podoba. Wszyscy o tym wiedzą. Poza tym... - chłopak ściszył ton i nadstawił się do mojego ucha - ona jemu też się podoba.
- Naprawdę? Człowieku ty mi życie ratujesz! - w sumie może to dobry pomysł. Calum i Nicole spędziliby trochę czasu, a ja miałabym podwózkę i towarzystwo. Dlatego też się zgodziłam.
Bezpiecznie wróciłam do domu i otworzyłam szafę, by wybrać coś odpowiedniego na imprezę. Wyciągnęłam szerokie, podarte dżinsy i krótką białą bluzkę na ramiączkach odkrywającą brzuch. Na wierzch nałożyłam skórzaną kurtkę. Włosy pozostawiłam w totalnym nieładzie, rozpuszczone, nieułożone. Gdyż miałam niewiele czasu, nie bawiłam się już w nakładanie tony makijażu. Postanowiłam tylko nałożyć tusz do rzęs i pomalować usta na bladoczerwony kolor. Na nogi nałożyłam czarne botki z ćwiekami, które idealnie współgrały z górną częścią stroju. Gdy dochodziła już 17, chwyciłam komórkę i klucze oraz wyszłam na zewnątrz wypatrywać Clifforda. Długo nie czekałam, gdyż zjawił się po 2 minutach na swoim czarnym motorze triumph thruxton 900. Maszyna niczym z filmu "3 metry nad niebem". Bez wahania usiadłam na motorze, bo zawsze chciałam się takim przejechać. Już miałam chwycić Clifforda, lecz w ostatnim momencie się zawahałam.
- Umm... Myślisz że... - nie zdążyłam dokończyć, gdy Michael wtrącił:
- Oj, nie bój się Prescott - podniósł swoją skórzaną kurtkę - złap się i trzymaj mocno.
Uśmiechnęłam się na samą myśl o adrenalinie, jaka miała mnie za chwilę spotkać. Objęłam czerwonowłosego, a kilka sekund potem usłyszałam warkot silnika. Moje włosy rozwiewały we wszystkie strony, serce biło mi jak szalone, a ja czułam, że jakbym tylko puściła chłopaka, to z pewnością odfrunęłabym od nadmiaru prędkości.
Zamknęłam oczy i smakowałam wdychanego przeze mnie powietrza. W pewnym momencie poczułam jak motor stanął w miejscu. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po okolicy.
- Gdzie jesteśmy? To nie jest dom Caluma - odparłam lekko wystraszona.
- Brawo, spostrzegawcza jesteś. Do imprezy mamy jeszcze godzinę, dlatego postanowiłem cię uprowadzić i zostawić w lesie.
- Bardzo śmieszne...
- Śmieszna to była twoja mina jak zobaczyłaś, że gdzieś cię wywiozłem - Michael zaśmiał się pod nosem i zszedł z motoru. Postanowiłam zrobić to samo, gdyż byłam ciekawa, co ten idiota wymyślił.
Byliśmy na jakiejś polanie. Wszędzie dookoła były drzewa i krzaki. Żadnej żywej duszy. Zastanawiałam się czy Michael to nie jest przypadkiem jakiś pedofil, który pragnie mojego dziewictwa. Co najgorsze - utwierdzał mnie w tym przekonaniu każąc iść prosto w gąszcz krzaków. Po chwili wędrówki i obrywaniu liśćmi po twarzy dotarliśmy na miejsce, a przynajmniej na skraj wędrówki. Przed sobą ujrzałam ogromne jezioro z niewielkim drewnianym pomostem. Obróciłam się za siebie, by spojrzeć na Clifforda. Niestety jego tam nie było.
- Michael! - nawoływałam chłopaka. Nie ukrywam, że byłam przerażona. Nie czułam się bezpiecznie, a całe moje ciało przeszył strach. Oglądałam się dookoła siebie, by wzrokiem wyszukać czerwonowłosego. Niestety po nim ani śladu. No pięknie! Zostawiłam telefon w torebce, która oczywiście jest razem z motorem. Chciałam już szukać wyjścia, gdy nagle coś objęło mnie w pasie i uniosło nad ziemię. Zaczęłam krzyczeć w niebogłosy.
- Spokojnie Prescott, to tylko ja - zaśmiał się Michael.
- Ty idioto puść mnie!
- Oj nieładnie tak się odzywać. Za karę będę musiał cię wrzucić do wody.
- Odbiło ci? Najpierw zostawiasz mnie na jakimś odludziu i omal zawału przez ciebie nie dostaję, a teraz chcesz żebym dostała zapalenia płuc? - wykrzyczałam chłopakowi.
- Oj dobrze, przepraszam. Ale ty musisz też przeprosić mnie za to, że nazwałaś mnie idiotą.
- Chyba śnisz!
- W takim razie... - Michael z ogromnym bananem na twarzy wziął rozbieg i wskoczył razem ze mną do jeziora. Nie sądziłam, że ten idiota mówi poważnie.
Wściekła i mokra wyszłam z wody, żeby wypłukać ubrania od nadmiaru wody. Byłam pewna, że mam na twarzy rozmazany tusz, a moja biała koszulka stała się przezroczysta. Michael wyszedł tuż za mną ciągle się śmiejąc.
- Jesteś idiotą! - wykrzyknęłam chłopakowi i ruszyłam dalej przed siebie.
- Spokojnie złośnico. Okres masz?
- Nie denerwuj mnie - wymamrotałam przez zaciśnięte zęby.
Odwróciłam się w stronę Clifforda. Niestety to nie był najlepszy pomysł. Po chwili widziałam jak Michael się śmieje, a właściwie rży. Oburzona walnęłam go w ramię. Ten tylko złapał się za brzuch, nie mogąc powstrzymać od śmiechu.
Skrzyżowałam ręce i spojrzałam na chłopaka z oburzeniem.
- Śmieszy cię to? - spytałam ironicznie. Nie ukrywałam swojej złości.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - odpowiedział na chwilę przerywając śmiech.
- Jestem mokra, mam rozmazany makijaż i jest mi zimno. Co w tym takiego śmiesznego?
- To, że wyglądasz... Yhm - odchrząknął Michael, zanim zdążył powiedzieć o jedno słowo za dużo. Momentalnie spoważniał, choć nie do końca, bo cały czas miał banana na twarzy.
- Mieszkam kilka minut drogi stąd. Wysuszysz się i ogarniesz makijaż, marudo - Michael wskazał mi drogę gestem ręki. Nic mu nie odpowiedziałam, tylko wściekła ruszyłam przed siebie.
Kilka minut później podjechaliśmy pod niewielki domek jednorodzinny. Clifford otworzył bramę i przepuścił mnie do środka.
Czekałam aż chłopak wprowadzi motor na posesję i zamknie za sobą bramę.
- Nie ma twoich rodziców? - spytałam wyraźnie zaciekawiona.
- Mama jest w pracy do wieczora, a ojciec... Nie ma go w domu.
- A gdzie jest? - zadałam nikomu niepotrzebne w tym momencie pytanie.
- Nieważne! Co ci do tego Prescott? Pilnuj własnego tyłka! - Michael otworzył drzwi i niemal wbiegł do środka, tym razem mnie nie przepuszczając. Ponagliłam siebie w myślach za niewyparzony język i powoli weszłam, zamykając za sobą drzwi.
Nie ukrywam, że zaciekawiło mnie dlaczego Michael tak agresywnie zareagował na moje pytanie dotyczące jego ojca. Mimo to postanowiłam nie drążyć tematu, przynajmniej na razie.
- Przepraszam - wymamrotałam kładąc dłoń na ramieniu Clifforda.
- W porządku. To ja przepraszam, że się uniosłem - Michael spojrzał na mnie lekko się uśmiechając. Czerwonowłosy zaprowadził mnie do swojego pokoju, gdzie otworzył szafę i wyjął czerwoną koszulę w kratkę, po czym zaproponował, że poczeka na korytarzu, aż się przebiorę. Zdjęłam mokry top i obróciłam się by chwycić koszulę Clifforda. Moim oczom ukazał się oparty o framugę i wpatrzony we mnie chłopak z głupim uśmieszkiem na twarzy.
- Ej! Wynocha! - krzyknęłam zamykając mu drzwi przed nosem. Szybko zapięłam koszulę, która okazała się tak duża, że sięgała mi prawie do kolan. Zdjęłam więc jeszcze spodnie i otworzyłam drzwi, po czym rzuciłam mokrymi rzeczami Cliffordowi w twarz.
- Grzmociłbym cię jak burza samotne drzewko - powiedział Michael, na co ja wybuchnęłam śmiechem.
- Przypominam ci, że masz już niewiele czasu na wysuszenie moich rzeczy przez imprezą - uśmiechnęłam się ironicznie, po czym zeszłam po schodach do kuchni. Całkowicie rozgościłam się w domu Michaela i pozwoliłam sobie zrobić herbatę i rozejrzeć się po pomieszczeniu. Na kominku widniały ramki ze zdjęciami. Mały Michael buszujący w zbożu. Clifford siedzący z prezentami pod choinką. Niecodzienny widok, lecz nie to zaciekawiło mnie najbardziej. W tle stało zdjęcie z 3 osobami. Zgaduję, że było ono robione sporo czasu temu, bo Michael miał tu z jakieś 8 lat. Obejmował on wielkiego labradora, a nad nim stała uśmiechnięta para. Założę się, że to właśnie jego rodzice. Tylko dlaczego tak zareagował na wiadomość o ojcu? Co takiego wydarzyło się w życiu Michaela?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz